6 listopada 2012

39 wskazówek #2: Fałszywa nuta - Gordon Korman

Byliśmy nikim, a teraz możemy zmienić losy świata.

„39 wskazówek” to seria książek o przygodach dwójki dzieciaków, które w spadku po babci dostały karteczkę ze wskazówką i możliwość wzięcia udziału w wyścigu po władzę nad światem. Co ciekawe, kolejne tomy serii pisane są przez różnych autorów, co może jej wyjść zarówno na dobre, jak i wręcz przeciwnie. W „Labiryncie kości” Rick Riordan znów pokazał klasę przedstawił historię na tyle fajnie, że postanowiłam sięgnąć po drugi tom. A jak z kontynuacją poradził sobie Gordon Korman?

Przedstawione nam w „Labiryncie kości” rodzeństwo Cahillów – czternastoletnia Amy i jedenastoletni Dan – nadal biorą udział w wyścigu po 39 wskazówek, który rozpoczął się wraz z odczytaniem testamentu zmarłej niedawno Grace. Tym razem, wspólnie z Nellie – ich opiekunką, wyruszają tropem Mozarta do Austrii i Wenecji, by tam odkryć, jak w odnalezieniu drugiej wskazówki może pomóc im „KV 617” – jeden z ostatnich utworów napisanych przez Mozarta. To wszystko jednak tylko z pozoru jest proste, ponieważ nie tylko Amy i Dan pragną jako pierwsi odnaleźć wszystkie wskazówki. Krok w krok podążają za nimi pozostali członkowie rodziny Cahillów, którzy nie cofną się przed niczym, byleby tylko wysunąć się na prowadzenie w wyścigu. Czy Amy i Dan jakoś sobie poradzą, czy może pogoń za Mozartem będzie ich ostatnią podróżą?

„Labirynt kości” nie był jakąś szczególnie pasjonującą lekturą, po którą sięgnęłam zachęcona nazwiskiem autora, którego uwielbiam. A jako że raczej nie lubię zaczynać jakiejś serii i poprzestawać na jednej części, sięgnęłam i po „Fałszywą nutę”, ciekawa, cóż to będzie dalej, tym bardziej, że tę książkę napisał inny autor. I to widać. Tłumacz chyba bardzo się starał, żeby wyglądało to jak najbardziej podobnie, jednak mimo tego, może nie od razu, ale jednak widać, że to nie jest ten sam autor, nie ten sam styl. Ale nie jest źle, różnice nie są wielkie.

Niestety, mam co do tej książki bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony jest całkiem fajnie – dzieje się jakby nieco więcej niż w poprzednim tomie, ciekawiej się dzieje przede wszystkim, cała historia nie wydaje się już tak nieskomplikowana i czyta się to wszystko całkiem przyjemnie. Ale jak tu czerpać całkowitą satysfakcję z lektury, kiedy główna bohaterka tak irytuje? W „Labiryncie kości” wszystkie postacie przedstawione zostały w taki sposób, że chociaż wydawały się być dwa razy starsze, wywoływały we mnie jakieś tam pozytywne uczucia. Ale w „Fałszywej nucie” Amy przeszła samą siebie. Nie wiem, kogo za to winić, autora czy tłumacza, faktem jest jednak, iż bezustanne określanie młodszego brata mianem „lamusa” (skąd oni w ogóle wzięli takie słowo?) okropnie denerwuje. Żeby to jeszcze było raz na jakiś czas, ale trzy czy cztery razy w ciągu pięciokartkowego rozdzialiku to chyba przesada. I jak Dan nadal pozostał dość sympatycznym, odważnym i dowcipnym chłopaczkiem, tak Amy całkowicie straciła moją sympatię, bo żeby o wszystko obwiniać młodszego brata, jakikolwiek by on nie był…

I na tym koniec mojego czepialstwa. Gordon Korman, choć mógł dać z siebie zdecydowanie więcej, wykonał kawał dobrej roboty i świetnie poradził sobie z poprowadzeniem dalej wątków otwartych w „Labiryncie kości” przez Ricka Riordana. Akcja jest nieco bardziej dynamiczna, a choć niewiele może nas w tej opowieści zaskoczyć, czyta się ją dość przyjemnie i szybko. Mimo że książka nie wnosi zbyt wiele ani w życie czytelnika, ani w kanon literatury młodzieżowej, z pewnością jest dobrą propozycją dla młodszych czytelników, którzy lubią wartką akcję i przygody.

„Fałszywa nuta” to w rzeczywistości prawie taka sama książka jak jej poprzedniczka – ot takie lekkie czytadło, które połyka się w kilka godzin, bez trudu, bez wysiłku, jednak nie jest na tyle banalna, żeby można potem żałować spędzonego z nią czasu. A choć lepiej odbiorą ją na pewno czytelnicy nieco młodsi, nie jest lekturą, która odrzuciłaby swą banalnością chociażby nieco starszych nastolatków czy nawet osoby dorosłe. A że czasem warto sięgnąć po coś lżejszego, z pewnością tak „Fałszywa nuta” jak i „Labirynt kości” będą się do tego nadawały idealnie. Ponadto, jeśli ktoś dużo czasu spędza w pociągu czy autobusie, też mógłby zabrać ze sobą w podróż którąś z tych książek. Mnie osobiście początek serii mimo wszystko w jakiś sposób zaciekawił i z pewnością sięgnę po kontynuacje, nie tyle z racji świetności tych powieści, co raczej z czystej chęci dowiedzenia się, jak to wszystko się skończy.

[Initium 2012, 191 str.]

3 komentarze:

Monika Gagat (Autorka) pisze...

Mimo, że uwielbiam twórczość Riordan'a nie ciągnie mnie zbytnio do tej serii.

Tristezza pisze...

czytałam, całkiem ciekawe i lekkie jak mówiłaś, tez jestem zaciekawiona i sięgnę po kolejne części :)

Polaris pisze...

Jeszcze przed polskim wydaniem ta seria mnie interesowała, bardzo chętnie ją przeczytam! Ale ciekawe właśnie jak to wyjdzie z tymi różnymi autorami, bo chyba nietrudno w takim przypadku o różne niekonsekwencje, co nie byłoby zbyt fajne...

Prześlij komentarz

Każdy kolejny komentarz sprawia mi masę radości, więc jeśli już tu jesteś, Czytelniku, zostaw po sobie choć mały ślad, bo to dla Ciebie piszę. :) Uważaj jednak na słowa - wypowiedzi zawierające nieuzasadnione wulgaryzmy czy obraźliwe treści będą od razu usuwane.
Osobników anonimowych proszę o podpisywanie się, niech wiem, do kogo w razie czego się zwracam.
Dziękuję! :]