5 czerwca 2011

GONE. Zniknęli. Faza trzecia: Kłamstwa - Michael Grant


Książki Michaela Granta mają zarówno swoich przeciwników, jak i zagorzałych fanów. Tych pierwszych odrzuca niejaka schematyczność powieści i fakt, ze bohaterami są dzieci, tych drugich przyciąga styl pisania Amerykanina. „GONE…” nierzadko porównywane jest do „Władcy Much” Wiliama Goldinga, moim zdaniem całkiem słusznie. Walka o przetrwanie kolejnego dnia, a w tle bitwa pomiędzy chcącymi sprawować władzę nad niewielką społecznością, rzeczywiście łączą obie te książki, z tą tylko różnicą, że Grant postanowił umieścić te wątki w nieco innej „scenerii”.

„Kłamstwa” to już trzecie spotkanie z bohaterami sagi Michaela Granta. Po raz kolejny powracamy do Perdido Beach, które pewnego dnia zostało pozbawione opieki dorosłych i obecności osób powyżej piętnastego roku życia. Miejsce, które na początku wydawało się być rajem na Ziemi, przemieniło się w piekło. Nie jest łatwo, ale dzieciaki jakoś sobie radzą. Muszą…


Pozory mylą. Nawet jeśli wydaje nam się, że jest dobrze, to nie znaczy, że jest tak naprawdę. Tak samo ma się rzecz w Perdido Beach. Drake został zabity, gaiaphage zniszczono, a wisząca nad miasteczkiem groźba głodu na razie została odegnana. Ale czy to znaczy, że będzie dobrze? Raczej nie. Na miejsce starych pojawiły się inne problemy. Zil i jego kompani nadal pragną pozbyć się odmieńców i zdobyć miasto dla siebie, a dziewczyna zwaną Prorokinią twierdzi, że może się kontaktować ze światem zewnętrznym. Astrid stara się za wszelką cenę nie dopuścić do tego, by dzieci w to uwierzyły i zachęcone możliwością powrotu do rodziców, zdecydowały się na „wypad”. Do tego kilka osób widziało… no, kogoś, kogo nie powinny zobaczyć właściwie już nigdy więcej…

„Kłamstwa”, choć jest to już trzecia część cyklu, utrzymują poziom dwóch poprzednich książek, poznajemy kilka nowych faktów i postaci. Fabuła jak zwykle zaskakuje, a akcja gna do przodu niezwykle szybko, dzieją się tu rzeczy, których nawet byśmy się nie spodziewali. Książka wciąga i trzyma w napięciu do ostatniej strony, nie pozwalając się oderwać od niej nawet na chwilę, przez co podczas czytania następuje(przynajmniej w moim przypadku) coś, co ja określam mianem zakrzywiania czasoprzestrzeni – siadamy sobie wygodnie z książką, zagłębiamy się w lekturę, a gdy po piętnastu minutach ją odkładamy, nie dość, że jesteśmy na ostatniej stronie, to jeszcze dzień zamienia nam się w wieczór lub nawet noc.

Jednak za to, co Grant zrobił z bohaterami trzeciej części „GONE”, mam ochotę po prostu jemu coś zrobić… Sam, w poprzednich częściach tak odważny, potrafiący radzić sobie z problemami i starający się jakoś zapanować nad sytuacją w Perdido Beach, teraz się mazgai, ucieka od obowiązków i non stop rozpacza. A Astrid, która już wcześniej była trochę przemądrzała, teraz uważa się nie wiadomo za kogo i próbuje na siłę wszystkimi rządzić. Osoba niegdyś tak uczciwa, teraz jest w stanie posunąć się do kłamstwa, byleby tylko pewne „brudne” sprawy nie ujrzały światła dziennego. Nie wiem, może tylko ja się tego czepiam, może tylko mnie to tak irytowało… Pewne jest to, że ten „zabieg” nie bardzo mi się spodobał.

Język, jakim została napisana książka jest prosty i lekki, bez żadnych zbędnych opisów, które mają w zwyczaju zanudzać czytelnika. Jest tu ich na tyle dużo, żeby bez problemu coś sobie wyobrazić, ale nie tyle, żebyśmy przerzucali kolejne strony z irytacją i niecierpliwością. Wprawdzie wychwyciłam w tekście kilka, a nawet kilkanaście literówek, ale nie są to szczegóły rażące, które uniemożliwiają swobodne zagłębienie się w lekturze.

No cóż… Jak dla mnie książka naprawdę fajna ;) Żadne tam skomplikowane dzieło, podczas czytania którego trzeba się nie wiadomo jak skupiać. Idealna na weekend, bo cóż jest lepszego w życiu mola niż możliwość „klapnięcia” sobie na balkonie, działce lub na ławce w parku z interesującą lekturą? Nie dość, że ciekawie spędzimy czas, to jeszcze opalić się można… ;p
Zagorzałym fanom całego cyklu i tym, którzy poprzednie dwa tomy mają już za sobą, „Kłamstw” nie muszę polecać. A do tych, którzy jeszcze nie poznali historii Perdido Beach: sięgnijcie po książki pana Granta, bo warto! :)

[Jaguar,  500 str,]

4 komentarze:

Molioo pisze...

Czytałem już recenzje, ale dopiero twoje porównanie do Władcy Much, i całość recenzji mnie przekonało :)

http://czytelniakasi.blogspot.com/ pisze...

Nie czytam takich książek, choć o tej serii wiele słyszałam. Nie wiem, może kiedyś jak trafie, przeczytam.
Pozdrawiam,
Kass

Deline pisze...

KOCHAM! <33
Jestem już po lekturze czwartej części i z niecierpliwością czekam na kolejny tom ;)

kasandra_85 pisze...

Cały cykl jeszcze przede mną, ale mam nadzieję, że niedługo się to zmieni:))
Pozdrawiam!!

Prześlij komentarz

Każdy kolejny komentarz sprawia mi masę radości, więc jeśli już tu jesteś, Czytelniku, zostaw po sobie choć mały ślad, bo to dla Ciebie piszę. :) Uważaj jednak na słowa - wypowiedzi zawierające nieuzasadnione wulgaryzmy czy obraźliwe treści będą od razu usuwane.
Osobników anonimowych proszę o podpisywanie się, niech wiem, do kogo w razie czego się zwracam.
Dziękuję! :]