Cinder. Cinderella… Znajomo brzmi? No pewnie! Nie wiem czy
jest wśród książkowej społeczności ktoś, kto nie czytał lub chociaż nie oglądał
historii o Kopciuszku – biednej dziewczynie, której marzeniem jest pójście na
bal i spotkanie księcia. I której marzenie w końcu się spełnia. Imię głównej
bohaterki pierwszego tomu „Sagi księżycowej” nie jest przypadkowe. Marissa
Meyer, autorka wspomnianej serii, wymyśliła sobie bowiem, że na nowo napisze
znane i lubiane bajki, a historia Kopciuszka jest tą, która poszła na pierwszy
ogień. Przeniesiona w całkiem inne czasy i odmienne uniwersum, opowieść o
adoptowanej dziewczynie, której marzy się taniec z księciem zyskała uznanie
wielu czytelników, ale teraz i ja wiem, że nie ma się czemu dziwić.
Niby mówi się, że liczą się chęci. Niestety w wypadku książki
ważne są również umiejętności. Na szczęście autorce „Cinder” nie zabrakło ani
jednego, ani drugiego. Przedziwny, wydawałoby się na początku, pomysł pani
Meyer nie pozostawia złudzeń, że autorka rzeczywiście ma wyobraźnię, a jego
wykonanie – że ma i talent. Cała historia jest niezwykle interesująca,
opowiedziana ciekawie, nierzadko czymś zaskakująca, potrafiąca zarówno
rozśmieszyć, jak i zasmucić. Nie można powiedzieć, by akcja posuwała do przodu
się w jakimś zawrotnym tempie, za to każde wydarzenie opisywane jest z
dbałością o szczegóły, dzięki czemu bardzo dobrze możemy poznać świat, w jakim
żyje Cinder, a także ją samą i otaczających dziewczynę ludzi. Wśród tych,
największa uwaga zwrócona zostaje na Peony – młodszą z przybranych sióstr
Cinder, która jako jedyna z całej rodziny wydaje się akceptować odmienność
dziewczyny-cyborga, i którą Cinder może nazwać przyjaciółką, a także na
androida pomagającego dziewczynie w warsztacie, będącego swego rodzaju
powiernikiem Cinder.
Oczywiście mimo tego, od razu wiadomo, kto w tej powieści
odgrywa główną rolę. Postać Cinder zdecydowanie wybija się ponad tłumy
pozostałych mieszkańców Nowego Pekinu, to jej autorka poświęciła najwięcej
uwagi i pozwoliła nam poznać dziewczynę jako całkiem sympatyczną osóbkę, nieco
upartą, wciąż niepotrafiącą poradzić sobie ze swoją odmiennością, ale też
konsekwentnie dążącą do wyznaczonego sobie celu i niepoddającą się bez walki
mimo przeciwności losu. Z jednej strony pragnąca za wszelką cenę ocalić życie
Peony, z drugiej – marząca o tym, by jak najszybciej uciec z miasta, Cinder
nierzadko musi podejmować trudne decyzje, od których zależeć będzie jej dalsze życie.
Czy istoty twojego pokroju wiedzą, czym jest miłość? Czy ty w ogóle coś odczuwasz, czy to jedynie kwestia... oprogramowania?
Warto również zwrócić uwagę na przedstawienie samego Nowego
Pekinu. Autorka nie łudzi czytelnika, że jest to miasto spokojne, bezpieczne i
przyjazne, metodycznie pokazuje nam jego jasne i ciemne strony, codzienne życie
mieszkańców, ich walkę z zarazą i powszednimi problemami. Wręcz doskonale
oddaje jego klimat, opisuje Nowy Pekin w taki sposób, że ten ożywa i wyrasta
spomiędzy stron powieści, wciąga w swoje uliczki, zakamarki i wypuszcza z nich
dopiero po zakończeniu lektury. Ciekawym pomysłem jest także stworzenie rasy
Lunarów – niby to ludzi, niby już nie, zamieszkujących Księżyc i potrafiących
manipulować umysłami mieszkańców Ziemi. Tutaj spotykamy jedynie ich królową,
ale już jej postać nie napawa optymizmem i nie wywołuje cieplejszych uczuć, a
jej bezwzględność i wręcz maniakalna żądza bycia cesarzową, jakaś taka
surowość, nie pozwalają zaliczyć jej do postaci pozytywnych, jednak została
przedstawiona równie dobrze i dokładnie jak pozostali bohaterowie książki.
„Cinder” to z pewnością powieść warta przeczytania,
oryginalna i wyróżniająca się spośród grona innych postapokaliptycznych
młodzieżówek, które wydane zostały ostatnimi czasy. Niesamowicie wciągająca i
intrygująca, z główną bohaterką do której nie da się nie przywiązać, pierwsza
część „Sagi księżycowej”, (ponadto debiut autorki) jest bezsprzecznie godna
tego, by nazwać ją książką świetną. Może i nie każdemu się spodoba równie
mocno, być może komuś nie przypadnie do gustu taka futurystyczna wizja „Kopciuszka”,
jednak zdecydowanie warto po tę powieść sięgnąć. Bez wahania wpisują ją na
listę ulubionych lektur i zaczynam odliczanie do momentu (na razie bliżej nieokreślonego),
kiedy na polskim rynku ukaże się kontynuacja. „Saga księżycowa” ma w sobie
niesamowicie duży potencjał i mocno wierzę, że kolejne części będą równie
dobre, a może nawet lepsze, jak „Cinder”.
[Egmont 2012, 360 str.]
14 komentarze:
czytałam oczywiście i również bardzo mi się podobała, warta poznania lektura, trzeba to przyznać :)
Kocham Cinder :D Czekam na kontynuację :)
Muszę przeczytać!
Mam w planach, ale nie wiem kiedy dojdą do realizacji,chociaż książka kusi ;)
Zdecydowanie bardziej by mnie zainteresowała, gdyby nie owo nawiązanie do Kopciuszka... ale może kiedyś się skuszę.
Bardzo cieszę się, że wypożyczyłam ostatnio tę książkę z biblioteki - jestem prawie pewna, że przypadnie mi do gustu. :)
Czytałam i niecierpliwie oczekuję na kontynuacje w "Scarlet" :)
Nie słyszałem nigdy o tej książce ale wydaje się być ciekawa dlatego rozejrzę się za nią :)
Prezentuje się ciekawie, lubię tego typu książki. Mam nadzieję, że gdzieś u siebie w bibliotekach znajdę.
Pozdrawiam i zapraszam do siebie.
Już nie mogę się doczekać kontynuacji :D
Mnie "Kopciuszek" interesuje, w każdej formie, a po tym, co napisałaś jeszcze bardziej napaliłam się na tą opowieść
Przeczytam na pewno :-)
Podobno książka jest naprawdę dobra, niedługo sama się przekonam, bo mam ją na półce.
Uwielbiam Cinder!! Tym bardziej, że kompletnie nie spodziewałam się takiej dobrej książki!
Jeszcze raz dziękuję za rozwijane menu! :P
Prześlij komentarz
Każdy kolejny komentarz sprawia mi masę radości, więc jeśli już tu jesteś, Czytelniku, zostaw po sobie choć mały ślad, bo to dla Ciebie piszę. :) Uważaj jednak na słowa - wypowiedzi zawierające nieuzasadnione wulgaryzmy czy obraźliwe treści będą od razu usuwane.
Osobników anonimowych proszę o podpisywanie się, niech wiem, do kogo w razie czego się zwracam.
Dziękuję! :]