Gdzie nie może diabeł, tam wyśle babę . A „gdzie mag nie może, tam… magiczkę pośle!” No a kto nadaje się do jakiegokolwiek zadania lepiej niż Wolha Redna, która w drugim tomie książki autorstwa Olgi Gromyko „jest jeszcze W. Redniejsza”?
Czarownica nadal się nie zmieniła i wciąż nie przypomina znanej nam wszystkim z mitów i opowiadań wiedźmy; nie urósł jej garb, nie udało jej się dorobić nawet jednej brodawki ani czarnego kota. Na szczęście nie zmieniło się też jej poczucie humoru.
Chyba tylko jakiś cud sprawił, że Wolha dalej uczy się w Starmińskiej Wyższej Szkole Magii, Wróżbiarstwa i Zielarstwa, a Mistrz widocznie ma nieskończone pokłady cierpliwości, skoro jeszcze nie pozbył się adeptki, która mu działa na nerwy. A na czarownicę czeka nowa przygoda, rozpoczynająca się wraz z przybyciem znanego nam już Lena do Starminu.
Dzielna drużyna w składzie: wredna, obdarzona dość specyficznym poczuciem humoru prawie-czarownica, przystojny blond wąpierz-telepata i ordynarny troll-najemnik, używający przekleństw jako znaków przestankowych, wyruszają więc w podróż w celu znalezienia miecza, a raczej szlachetnego kamienia umieszczonego w jego głowni, na którym okropnie zależy Arr’akkturowi. Czemu? Tego dowiadujemy się nieco później. Po drodze bohaterowie podejmują się kilku zadań, wpadają w liczne tarapaty, a także spotykają i oswajają Tyśkę, która jest… no właśnie. Chimerą. Ale jak się okazuje, dość przyjacielsko nastawioną ;)
Ta część przygód Wolhy jest chyba równie dobra jak część poprzednia. Dialogi Lena i czarownicy znów zrzucają z krzesła, wewnętrzne monologi adeptki sprawiają, że na twarzy rozkwita uśmiech a i na docinki trolla nie można nie zwrócić uwagi. Jednak sama fabuła może wydać się nieco ciekawsza niż pierwszy tom, ponieważ tym razem akcja nie toczy się tylko w jednym miejscu. Bohaterowie prawie cały czas są w drodze, a my razem z nimi poznajemy kolejne fantastyczne miejsca i ich mieszkańców.
Dużym plusem jest to, że autorka nie zarzuca czytelnika informacjami na temat przedstawionego świata i kolejne krainy poznajemy wraz z przemierzającymi je bohaterami, przez co książkę czyta się lekko, przyjemnie i nie nudzimy się długaśnymi opisami przyrody godnymi samego Tolkiena.
„Zawód…” mogę z czystym sercem polecić właściwie wszystkim. Zarówno tym starszym jak i młodszym, miłośnikom nie tylko fantastyki, ale i innych gatunków. Jest to lektura idealna na poprawę humoru , jako CzasoUmilacz na szare, zimne (mimo że właściwie już wiosenne ;) popołudnie, sposób na odprężenie po długim, męczącym dniu w pracy lub szkole. Krótko mówiąc, książkę tę naprawdę warto przeczytać. Zresztą, kto czytał pierwszą część, z pewnością przeczyta i drugą, a kto nie zna nawet pierwszej – niech jak najszybciej nadrabia zaległości ;)
[Fabryka Słów, 310 str.]
2 komentarze:
Z chęcią sięgnę, jednak najpierw przeczytam pierwszą część :)
Od ponad miesiąca szukam pierwszego tomu :). Ostatecznie zamierzam kupić ją przez internet.
Prześlij komentarz
Każdy kolejny komentarz sprawia mi masę radości, więc jeśli już tu jesteś, Czytelniku, zostaw po sobie choć mały ślad, bo to dla Ciebie piszę. :) Uważaj jednak na słowa - wypowiedzi zawierające nieuzasadnione wulgaryzmy czy obraźliwe treści będą od razu usuwane.
Osobników anonimowych proszę o podpisywanie się, niech wiem, do kogo w razie czego się zwracam.
Dziękuję! :]