27 kwietnia 2011

Zwiadowcy. Księga I: Ruiny Gorlanu - John Flanagan


Pierwszym skojarzeniem, jakie przychodzi nam na myśl, kiedy słyszymy „fantasy”, jest „Władca Pierścieni”, a także różne różniste elfy, krasnoludy i tego typu nierzeczywiste postaci. Ale czy można dobrze się bawić, czytając powieść fantastyczną, pozbawioną wszechobecnych, i jakże modnych teraz, wampirów, wilkołaków czy innych „potworków”? Oczywiście, że tak! :)

Will, Horace, George, Allys i Jenny to sieroty, które po stracie rodziców wychowują się na dworze barona Aralda. Piątkę przyjaciół poznajemy tuż przed najważniejszym w ich życiu wydarzeniem, jakim jest Dzień Wyboru. Właśnie tego dnia okaże się czy któryś z Mistrzów Sztuki zechce przyjąć kogoś z nich na nauki, czy też dziecko, pozbawione opieki jakiegokolwiek mentora, będzie zmuszone pracować na roli.


Willowi, który jest głównym bohaterem książki, od dziecka marzy się kariera rycerza. Niestety chłopiec nie jest ani silny, ani wystarczająco wysoki czy potężny, więc z dostaniem się do Szkoły Rycerskiej będzie miał problemy. Jednak  w Dniu Wyboru, w komnacie barona pojawia się ktoś jeszcze… Z początku nie zauważony przez nikogo, członek Królewskiego Korpusu Zwiadowców uważnie obserwuje Willa, któremu niestety nie udaje się dostać pod opiekę sir Rodney’a. Przy pomocy podstępu, Halt poznaje niezwykłe umiejętności chłopaka i postanawia on wziąć go pod swoje skrzydła. Z początku niechętnie, Will uczy się pod okiem mentora szybkiego, a jednocześnie cichego i niedostrzegalnego przez innych poruszania się w terenie, ćwiczy strzelanie z łuku i rzucanie nożami. Nabyte w czasie kilkumiesięcznego treningu umiejętności, później pozwalają chłopcu dokonywać czynów, na które nie poważyłby się żaden inny piętnastolatek.

Bardzo spodobał mi się pomysł pana Flanagana na książkę, a i samo wykonanie również wywarło na mnie duże wrażenie. Autor opisuje przedstawiony w powieści świat bardzo realistycznie, bez żadnych sztuczności i udziwnień. Las to las, a mieszkające w nim dziki wcale nie mają dwumetrowych kłów i nie zieją ogniem. Araluen jest po prostu piękną, baśniową krainą, która mimo wszystko niewiele różni się od naszego świata.

Wartka akcja, chociaż momentami przewidywalna, wciąga nas w wir następujących po sobie wydarzeń i nie wypuszcza z niego aż do ostatniej strony. Fabuła może i jest banalna, a do tego oparta na znanym wszystkim schemacie „from zero to hero”, ale Flanaganowi udało się odwalić kawał dobrej roboty i z prostej opowiastki zrobił całkiem przyjemne czytadło.                                                                                                                                      

Powieść napisana została językiem prostym, zrozumiałym nawet dla tych młodszych, dla których właściwie przeznaczona jest ta książka. Lecz nie jest powiedziane, że starsi nie mogą po nią sięgnąć. Może i niektórym nie spodoba się jej „banalność”, uznają ją za zbyt „dzieciowatą” lekturę, no ale przecież są gusta i guściki… ; )

Uwagę czytelnika zwracają również bohaterowie „Ruin Gorlanu”. Wszystkie postaci, włącznie z tymi odgrywającymi w utworze drugoplanowe role, zostały przedstawione realnie, tak samo jak wszystko w tej książce. Piętnastoletni Will i jego przyjaciele zachowują się jak… piętnastolatki, każdy z nich posiada zarówno zalety jak i wady, a do tego szczególne umiejętności i nie jest to bynajmniej czytanie w myślach ani przewidywanie przyszłości.

Jednak mimo wszystko, moim ulubionym bohaterem całej serii jest Halt. Nie wyróżniający się niczym szczególnym za wyjątkiem dość niskiego wzrostu zwiadowca to legenda Korpusu, który pomimo swojego niepozornego wyglądu jest odważny, silny i wytrzymały. Nigdy nie postępuje pochopnie, a każda jego decyzja jest starannie przemyślana.  Zwiadowca ten jest człowiekiem cynicznym, wiecznie zasępionym i małomównym, ale jak się okazuje, obdarzonym niesamowitym poczuciem humoru, co sprawia, że podczas czytania niektórych scen, wręcz ryczałam ze śmiechu.

„Ruiny Gorlanu” to naprawdę sympatyczna książka, warta przeczytania, choć, jak już pisałam wyżej, część czytelników może odrzucić fakt, że jest to typowa młodzieżówka, ale dla tych nieco mniej wymagających cała seria „Zwiadowcy” może okazać się strzałem w dziesiątkę. Ta opowieść o odwadze, przyjaźni, zaufaniu i podejmowaniu właściwych decyzji na pewno zachwyci niejedną osobę, a także poprawi nawet najgorszy humor. Z pewnością nie jest to jakaś literatura z górnej półki, ale warto po nią sięgnąć.

[Jaguar,  320 str.]

3 komentarze:

Deline pisze...

Od dawna mam zamiar sięgnąć po "Zwiadowców", ale jakoś nigdy nie miałam okazji. Mam nadzieję, że wkrótce się to zmieni ^ ^

Agna pisze...

"Zwiadowcy" to świetna seria. Pomimo nie tak młodego wieku, książki Flanagana zapewniły mi godziny przyjemnej i wciągającej lektury. Seria miewa swoje lepsze i gorsze momenty, ale warto ją promować i polecać. :)

Maks pisze...

O "Zwiadowcach" naczytałem się wiele, w szczególności za sprawą wyżej komentującej Agny ;)
Jest to jedna z tych serii które mam zamiar wkrótce poznać, a sam pomysł o głównym bohaterze który zamiast walczyć magicznym mieczem sięga po łuk wydaje się nowatorski, rzecz jasna przymykając oko na Robin Hooda i Legolasa ;)

Prześlij komentarz

Każdy kolejny komentarz sprawia mi masę radości, więc jeśli już tu jesteś, Czytelniku, zostaw po sobie choć mały ślad, bo to dla Ciebie piszę. :) Uważaj jednak na słowa - wypowiedzi zawierające nieuzasadnione wulgaryzmy czy obraźliwe treści będą od razu usuwane.
Osobników anonimowych proszę o podpisywanie się, niech wiem, do kogo w razie czego się zwracam.
Dziękuję! :]