2 lipca 2011

Kosogłos - Suzanne Collins


„Kosogłos” to już trzecia i niestety ostatnia część wspaniałej trylogii autorstwa Suzanne Collins. Choć ta amerykańska pisarka ma na swoim koncie wiele powieści, to właśnie „Igrzyska Śmierci” przyniosły jej w Polsce największą sławę. I czemu tu się dziwić? Autorka na potrzeby swoich książek stworzyła brutalny, pełen przemocy, a jednak w jakiś sposób wspaniały, świat i równie ciekawych bohaterów. Teoretycznie „Kosogłos”, jak przystało na ostatnią część cyklu, powinien przynieść odpowiedzi na wiele pytań, rozwiązania kilku spraw, a do tego być superzaskakujący. A co z praktyką?

Katniss wraz z rodziną, przyjacielem i kilkoma setkami ludzi niegdyś zamieszkującymi Dwunasty Dystrykt, trafia do Trzynastki… która podobno nie istnieje. Członkowie tej podziemnej społeczności również szykują się do ataku na Kapitol, jednak nie od dziś. Potrzebują tylko kogoś, kto stanąłby na czele rebelii, potrzebują Kosogłosa.


Katniss, choć z początku niechętnie, zgadza się zostać symbolem buntu. Z pomocą kilku mieszkańców Trzynastki kręci krótkie propagity, które mają zagrzewać rebeliantów do walk i pokazywać im, że stoją po właściwej stronie. Odwiedzają różne Dystrykty, zagrzewają ludzi do walki i poznają nowych sprzymierzeńców. Jednak Katniss nie zdaje sobie sprawy z tego, kto tak naprawdę jest jej wrogiem…

Jak dla mnie, zakończenie tej świetnej trylogii wypadło „tylko” dobrze, a przyznaję, że „Kosogłosowi” postawiłam poprzeczkę bardzo wysoko i niestety muszę stwierdzić, że trochę się zawiodłam. Największe „lanie” należy się Collins chyba za sam początek powieści, gdzie autorka opisuje życie w Trzynastym Dystrykcie. Dość mocno wiało tam nudą, nie działo się nic ciekawego i tylko kilka momentów przykuło moją uwagę. Ja rozumiem, że czytelnik zostaje przeniesiony w inne miejsce i musiałby on mniej więcej je poznać, no ale… Lecz jakoś przez to przebrnęłam, i dobrze, bo potem zaczęło się dziać…

No, dość już ponarzekałam, teraz czas na zalety „Kosogłosa”, których jak przystało na powieść Suzanne Collins jest niemało. Akcja: gna do przodu z prędkością dźwięku, niejednokrotnie strasznie zaskakuje i wciąga. Oj, wciąga i to porządnie, niczym (jak ktoś to kiedyś ciekawie ujął) bagna stepowe, ruchome piaski czy coś w tym stylu ;) I jeszcze to kończenie rozdziału w najlepszym momencie jakiegoś zdarzenia… „Kosogłosa” czytałam więc do późnej nocy, nie mogąc się od niego oderwać. Styl pisania Collins jest bardzo sugestywny, a dzięki zastosowaniu pierwszoosobowej narracji czytelnik może jeszcze lepiej poznać jakąś sytuację.

Również kreacja bohaterów zasługuje tu na chwilę uwagi. Pierwszoplanowe postacie są bardzo żywe, także te odgrywające w powieści drugorzędne role są dobrze dopracowane i nie sprawiają wrażenia papierowych, jak to w niektórych książkach bywa. Wszyscy bohaterowie obok zalet posiadają także cały szereg różnorakich wad, co czyni ich po prostu ludźmi, takimi jak my. Nie są też nieśmiertelni. I to jest kolejny powód do pochwalenia autorki: Suzanne Collins nie boi się uśmiercać bohaterów. Niestety zginęli przez to ludzie, którzy, wydawałoby się, mieli żyć jeszcze długo i szczęśliwie, a ja sama nie raz przeklinałam pisarkę za taki, a nie innych obrót spraw, ale jeszcze bardziej przypominało mi to, że te wszystkie postaci są tylko zwykłymi ludźmi, co czyni tą powieść jeszcze bardziej wartościową. Bo inaczej miałyby się sprawy, gdyby z Kapitolem walczyły, no nie wiem, cyborgi czy chociażby popularne ostatnio wampiry lub wilkołaki. Wtedy książka byłaby pozbawiona całego swojego dramatyzmu i z pewnością zniknęłaby gdzieś w tłumie. A kto wtedy zwróciłby na nią szczególną uwagę?

"Kosogłos” nie był więc zły, ale też nie najlepszy. Nie oznacza to wcale, że żałuję spędzonego nad nim czasu. Po prostu spodziewałam się czegoś trochę innego, również zakończenie dość mocno mnie zaskoczyło. Mimo wszystko spotkanie z tą książką uważam za udane, jednak „Igrzyska Śmierci” cały czas pozostają dla mnie najlepszą częścią tej niesamowitej trylogii. Coś czuję, że po książki Suzanne Collins sięgnę jeszcze nie raz, a i Wam gorąco polecam zapoznanie się z nimi, bo naprawdę warto!

[Media Rodzina, 372 str.]

2 komentarze:

Julia pisze...

Przyznam się bez bicia - nie przeczytałam do końca Twojej recenzji.
Dlaczego?
Bo czekam, aż ktoś po 2 miesiącach przetrzymywania książki, w końcu raczy ją oddać do biblioteki, a tym samym będę mogła po nią sięgnąć. Nie chcę żeby moja ochotę na książkę zmalała, bo słyszałam, że książka jest gorsza od tych dwóch poprzednich, a Twoje słowa ""Kosogłos” nie był więc zły, ale też nie najlepszy. " tworzą jeszcze więcej wątpliwości, bo na prawdę byłam i jestem zauroczona "Igrzyskami Śmierci" i "W pierścieniu ognia".
Mimo wszystko po książkę sięgnę, jak tylko pojawi się na bibliotecznej półce :)

Anonimowy pisze...

Trzecia część lepsza od drugiej.

Prześlij komentarz

Każdy kolejny komentarz sprawia mi masę radości, więc jeśli już tu jesteś, Czytelniku, zostaw po sobie choć mały ślad, bo to dla Ciebie piszę. :) Uważaj jednak na słowa - wypowiedzi zawierające nieuzasadnione wulgaryzmy czy obraźliwe treści będą od razu usuwane.
Osobników anonimowych proszę o podpisywanie się, niech wiem, do kogo w razie czego się zwracam.
Dziękuję! :]