11 września 2011

Dary Anioła #1: Miasto Kości - Cassandra Clare



Polskie księgarnie od dłuższego już czasu zalewane są masą różnej wielkości, grubości i –przede wszystkim – jakości, książek o tematyce młodzieżowej, a zwłaszcza tak popularnych teraz paranormal romance. Wydawałoby się więc, że wampiry, wilkołaki i upadłe anioły zostały przez wszelakiej maści autorów przemielone, przerobione jak się dało, wplecione w tyle bardziej lub mniej ciekawych powieści, że wymyślenie czegoś nowego jest właściwie niemożliwe. A tu proszę… Seria książek opartych właściwie na utartym już schemacie „zwykła-ona-spotykająca-przystojnego-i-groźnego-jego-nie-z-tego-świata”, która zaskakuje, wciąga i do tego poprawia humor. Mowa tu o serii „Dary Anioła” autorstwa amerykańskiej pisarki Cassandry Clare, której pierwszym tomem jest właśnie „Miasto Kości”. O czym to i dlaczego takie fajne? Ekhem, ekhem…


Główną bohaterką książki jest piętnastoletnia Clarissa Frey, mieszkająca razem z, wydawałoby się, nadopiekuńczą matką. Clary, podobnie jak większość nastolatek, ma całą masę kompleksów i problemów, oraz najlepszego przyjaciela - Simona. Jednak pewnego dnia jej życie staje się jeszcze bardziej zagmatwane. Nasza bohaterka, wraz z kumplem udaje się do ulubionego klubu, gdzie staje się świadkiem dziwnego wydarzenia i poznaje Jace’a, Aleca oraz Isabell, których, teoretycznie, nawet nie powinna zauważyć.
- Ziemska dziewczyna - stwierdził tonem odkrywcy. -I widzi nas.
-Oczywiście, że was widzę (...) Nie jestem ślepa.
-Owszem, jesteś, tylko o tym nie wiesz."
No więc, okazuje się, że Clary jest inna, i to nie tylko ona. Na Ziemi istnieją bowiem wampiry, wilkołaki, faerie i czarownicy, a także Nocni Łowcy, których zadaniem jest walka z demonami. Okazuje się też wiele innych, ciekawych rzeczy, a żeby dowiedzieć się, jakich, musicie po prostu przeczytać książkę. ; ) Nic wielkiego, tym bardziej, że warto.

Jak już wspomniałam wcześniej, książka oparta jest na wciąż powtarzającym się schemacie, ale mimo to, jest w niej coś… innego. Coś co sprawia, że czyta się ją bardzo przyjemnie i przede wszystkim – miło wspomina. Clare pisze naprawdę lekko i fajnie, fabuła „Miasta Kości” jest interesująca, a choć niektóre rzeczy są do przewidzenia, czasami nachodziła mnie chęć, by obwiązać sobie czymś szczękę, żeby nie obiła się od opadania na ziemię. Poważnie, momentami byłam tak zaskoczona, że musiałam na chwilę przerywać czytanie, aby się trochę ogarnąć. Do tego po skończonej lekturze brzuch mnie bolał od nieustannego śmiania się. Dialogi w wykonaniu rodzeństwa Lightwoodów, Clary i Simona, w których prym wiedzie niejaki Jace, niejednokrotnie zwalały z nóg, a ja starałam się powstrzymywać od ciągłego rechotania, bo jeszcze by mnie gdzieś wywieźli i tyle by mnie było widać.

Skoro jesteśmy przy bohaterach… Postacie w powieści przedstawione zostały bardzo dobrze, a choć zachowanie Clary na początku może trochę denerwować, po czasie robi się nieco lepiej i do dziewczyny można się nawet przywiązać. A Jace… cóż, to jest właśnie ten typ faceta, na widok którego piszczą wszystkie dziewczyny, zarówno te występujące w książce, jak i te czytające opowieść Clare. Przystojny, niebezpieczny, sarkastyczny, czyli wszystko to, co już było. Ale w jakiś sposób się Jace’a lubi. Nie ważne co robi, czy coś dobrego, czy wręcz przeciwnie. Każda z postaci przedstawionych w ”Mieście Kości” jest inna, ma swój niepowtarzalny charakter i zbiór cech, które odróżniają ją od innych bohaterów. Oczywiście nie mogło zabraknąć rozwijającego się w tle wątku romantycznego, lecz moim zdaniem tylko momentami wybijał się on na pierwszy plan, a choć relacje rodzinne dwójki głównych bohaterów przypominały nieco te z „Mody na sukces”, książkę czytało się naprawdę przyjemnie.

Tak więc „Miasto Kości” jest lekturą ciekawą, wciągającą i ogólnie wartą polecenia, jednak ewentualne wyrazy zachwytu w tym wypadku padną raczej ze strony młodzieży. Starszemu, a więc i bardziej wymagającemu czytelnikowi może ona raczej się nie spodobać, ze względu na szablonowość i czasami przewidywalność fabuły, ale za to porwie miłośników akcji, krwawych walk, demonów i upadłych aniołów, którzy, nawiasem mówiąc, nie odgrywają w tej książce jakiejś szczególnej roli i stanowią jedynie legendę dotyczącą Nocnych Łowców. Ale kto wie? Może i ktoś z dorosłych odłoży „Miasto Kości” z wyrazem zadowolenia na twarzy? Spróbujcie sami się przekonać, bo naprawdę warto!

[MAG, 512 str.]

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Każdy kolejny komentarz sprawia mi masę radości, więc jeśli już tu jesteś, Czytelniku, zostaw po sobie choć mały ślad, bo to dla Ciebie piszę. :) Uważaj jednak na słowa - wypowiedzi zawierające nieuzasadnione wulgaryzmy czy obraźliwe treści będą od razu usuwane.
Osobników anonimowych proszę o podpisywanie się, niech wiem, do kogo w razie czego się zwracam.
Dziękuję! :]