Piscine Molitor Patel, bo tak brzmi pełne imię i nazwisko głównego bohatera książki, mieszka wraz z ojcem, matką i starszym bratem w indyjskim Puttuczczeri, gdzie są właścicielami ogrodu zoologicznego. Jednak sytuacja w Indiach zaczyna się pogarszać, więc rodzina Patel decyduje się na sprzedanie zwierząt i przeprowadzkę do mroźnej Kanady. Niestety, nie wszystko układa się pomyślnie i frachtowiec, którym rodzina chłopca płynęła wraz ze zwierzętami, tonie podczas sztormu. Pi udaje się dostać na szalupę, gdzie, jak odkrywa nieco później, towarzyszą mu zebra, samica orangutana, hiena cętkowana i tygrys bengalski. Podczas samotnego dryfowania na wodach Oceanu Spokojnego szesnastoletni chłopak jest zdany tylko na siebie, a przetrwanie na niewielkiej przestrzeni z wiecznie głodnym drapieżnikiem wydaje się nie mieć szans powodzenia. A może jednak?
Nie ukrywam, o książce dowiedziałam się przy okazji premiery
filmu, a że szykował się klasowy seans, w myśl zasady „najpierw książka, potem
film”, sięgnęłam po „Życie Pi”. Pierwszym, co nasuwa mi się na myśl to to, że
nie jest to książka mimo wszystko prosta. Niby czyta się lekko, dość szybko i
przyjemnie, ale nie sposób nie dostrzec, że ta cała historia z dryfowaniem po
oceanie w towarzystwie zwierza-ludojada ma jakieś drugie dno. A może i nie ma,
a takie przypuszczenia oparte są jedynie na tym, że w życiu Pi bardzo dużą rolę
odgrywa religia, której jego rodzice nie poświęcają uwagi, a ojciec mówi nawet,
że „religia to mrok”. Co najważniejsze, te wszystkie rozważania, rozmowy
dotyczące przeróżnych zagadnień moralnych i teologicznych wcale nie nudzą, nie
wydają się zbędne czy puste, a wręcz momentami skłaniają do przemyśleń.
Tego nie można raczej powiedzieć o momentach, kiedy czy to
autor, czy bohater, opowiada nam o zwyczajach zwierząt, konieczności tworzenia
i utrzymywania ogrodów zoologicznych i tego typu rzeczach, co stanowić może
raczej tylko ciekawostkę, do której w jakiś sposób można było odnieść się
później, kiedy wraz z bohaterem dryfowaliśmy po oceanie. Niestety, zanim do
tego doszło, trzeba było przebrnąć przez pierwszą część, która, nazwijmy to po
imieniu, dłużyła się nieznośnie i momentami wręcz nudziła. Owszem, jest coś w
tej historii chłopca, który wyśmiewany z powodu niecodziennego imienia
przyjmuje miano „Pi”, jednak Coś zaczyna dziać się dopiero w drugiej części. A
i do niej mam dość mieszane uczucia. Z jednej strony jest to historia całkiem
prawdopodobna, statki przecież toną, rozbitkowie ratują się, a i nie raz nie
dwa mieliśmy już okazję usłyszeć choćby wzmiankę o ludziach, którzy przeżyli
tygodnie na morzu czy oceanie. Od biedy można też zaakceptować te zwierzęta na
pokładzie szalupy. Ale nazwanie syna na cześć paryskiego basenu? Mięsożerna
wyspa pełna surykatek? (Istnienia mięsożernych roślin nie można wykluczyć, tak
samo surykatek, ale żeby zaraz cała wyspa?) Gdyby to była powieść fantastyczna,
to owszem, niech tam są i trójnogie słonie w ciapki, latające potwory spaghetti
i co ino bądź, ale od książki, która rzekomo ma być historią opartą na faktach
wymagałabym raczej większego realizmu.
„Życie Pi” jest mi ocenić bardzo trudno. Z jednej strony jest
to całkiem fajna (jeśli można tak to ująć) historia, głównemu bohaterowi udało
się zyskać moją sympatię, choć nie przywiązałam się do niego szczególnie, a
opisy jego zmagań z naturą zaciekawiły, z drugiej jednak, dość mozolny
początek, niewnoszące zbyt wiele tak do fabuły jak i życia czytelnika opisy zoo
i zwierząt oraz wspomniane wyżej nieco absurdalne (to może jednak zbyt mocne
słowo, lecz pierwsze, które przychodzi mi na myśl) elementy historii chłopaka.
To jest chyba jednak przede wszystkim powieść o przetrwaniu, o jakiejś upartej woli życia, która tkwi w każdym z nas. O przezwyciężaniu własnych lęków, słabości i walce o każdy kolejny dzień w sytuacji zagrożenia. Być może ktoś inny odbierze tę opowieść inaczej niż ja, może akurat nie przeszkadzają
mu takie drobne nieścisłości, myślę jednak, że mimo wszystko warto nieco
przymknąć na to oko i zapoznać się z historią Pi. Chłopca, który 227 dni
spędził wraz z tygrysem bengalskim w szalupie na środku oceanu. I przeżył.
[Znak 2008, 376 str.]
*****
Tak, teraz będzie o filmie. I zaznaczam na samym wstępie: jeśli ktoś nie ma ochoty czytać książki, ale chętnie dowiedziałby się czegoś więcej o historii Pi, film jest bardzo dobrym rozwiązaniem. Nie mam zamiaru skupiać się na konkretnych kwestiach, nie jestem kinomaniakiem, nie znam aktorów, więc będzie krótko, zwięźle i na temat. Warto. Naprawdę warto. Choć, jak to w filmach bywa, niektóre szczegóły pominięto, inne dołożono, jak na przykład... nie, jednak nie powiem, to spojler może być, ale w każdym razie dołożono coś, co mnie poważnie zirytowało. Ale jaki to piękny film. Efekty ogromnie mi się podobały, wszystko zostało przedstawione bardzo realistycznie i to tak, że koleżanki aż płakały. (Ja nie, nie mam zwyczaju rozklejania się na filmach). Tylko dubbing też był jakiś taki... Te głosy nie bardzo mi pasowały. Za to niektóre sceny... Aż się prosiły, żeby przyjść na seans jeszcze raz i obejrzeć je w 3D. Tak to było zmyślnie zrobione, na "płasko" wyglądało to cudownie, co by dopiero było w trójwymiarze! Nie jestem teraz pewna czy to film, czy jednak książka podobała mi się bardziej, to przecież nie to samo, ale jednak w filmie udało się uniknąć tych dłużących się momentów i trwający prawie dwie godziny seans był dwoma godzinami spędzonymi baardzo przyjemnie. Idźcie, idźcie, jak najbardziej, jeśli macie ochotę. Jeszcze raz powtarzam: warto!
3 komentarze:
ja o książce dowiedziałam się dopiero, jak na ekranie pojawiło się "based on a novel by..." ;)
Książkę na pewno przeczytam, a film obejrzę oczywiście dopiero po niej!
Mnie jakoś w ogóle nie ciągnie ani do książki, a tym bardziej do filmu :D
Prześlij komentarz
Każdy kolejny komentarz sprawia mi masę radości, więc jeśli już tu jesteś, Czytelniku, zostaw po sobie choć mały ślad, bo to dla Ciebie piszę. :) Uważaj jednak na słowa - wypowiedzi zawierające nieuzasadnione wulgaryzmy czy obraźliwe treści będą od razu usuwane.
Osobników anonimowych proszę o podpisywanie się, niech wiem, do kogo w razie czego się zwracam.
Dziękuję! :]