8 października 2012

Szamanka od umarlaków - Martyna Raduchowska


Wszyscy zawsze uważali jakiegokolwiek rodzaju talenty za coś jak najbardziej pożądanego, co w jakiś sposób uprzyjemni, a może i nawet ułatwi życie. Są jednak też takie dary, które chętnie wymienilibyśmy na cokolwiek innego, a nawet oddali za darmo, tyle sprawiają problemów. Mniej więcej w takiej właśnie sytuacji jest Ida Brzezińska, główna bohaterka powieści „Szamanka od umarlaków” autorstwa Martyny Raduchowskiej. Nasza polska pisarka ani trochę nie zraziła się tym, że książki napisane zostały już właściwie o wszystkim i przedstawia nam historię z duchami, demonami i tego typu postaciami w rolach bardziej lub mniej głównych i przyznać trzeba, że całkiem dobrze jej to idzie…

Ida Brzezińska, lat 19, pochodząca z poważanej czarodziejskiej rodziny dziewczyna, która za nic w świecie nie chce być czarownicą, w dodatku nie przejawia w dziedzinie magii żadnych nadzwyczajnych zdolności. No może poza tym, że widzi duchy zmarłych, które, jak na złość, lgną do niej jak ćmy do światła. A Ida chce normalnego życia, więc jako normalna dziewczyna udaje się na całkiem normalne studia i zamieszkuje w równie normalnym akademiku. Wróć! Akademik nie jest normalny… Okazuje się też, że i Ida tak całkiem normalna do końca nie jest, a wyjeżdżając z rodzinnego domu obłożonego masą zaklęć ochronnych naraziła się na niemałe niebezpieczeństwo. Chcąc nie chcąc przeprowadza się do ciotki będącej medium, która zaczyna szkolić dziewczynę na porządną szamankę od umarlaków. Niedługo potem Ida pakuje się w sam środek afery, którą, gdyby mogła, ominęłaby kilometrowym łukiem. Ale skoro Pech tak chciał…
Postawmy sprawę jasno - Ida nie ma Pecha.
To Pech ma Idę.
„Szamanka od umarlaków” w zamyśle ma być książką lekką, sympatyczną, taką w sam raz, żeby umilić czytelnikowi jakiś mniej ciekawy wieczór czy popołudnie. Po przeczytaniu powieści Martyny Raduchowskiej mogę z czystym sercem stwierdzić: tak, to jest rzeczywiście to! Nie raz, nie dwa, zdarzyło mi się czytać książki, które tak jak ta miały być czaso-umilaczami a okazały się pustymi, pozbawionymi sensu i wszelkiej logiki czytadłami, które bardziej uprzykrzyły popołudnie niż je umiliły. Na szczęście Martyna Raduchowska podążyła dobrą drogą i choć „Szamanki od umarlaków” nie można porównywać na przykład z takim „Dożywociem” Marty Kisiel, to trzeba przyznać, że jej powieść w zupełności zaspokaja niezbyt wygórowane potrzeby czytelnika, który chce się po prostu podczas czytania dobrze bawić.

Trzeba też przyznać, że autorka miała bardzo fajny pomysł na opowieść, wreszcie bez wampirów czy wilkołaków, tym razem również to niezwykła dziewczyna pragnie stać się normalną, a nie odwrotnie. Akcja może i nie pędzi na złamanie karku, ale też nie wlecze się żółwim tempem, za to nieźle wciąga i nie pozwala się oderwać od książki, którą czyta się niezwykle szybko. Rozwój wydarzeń niejednokrotnie zaskakuje i wiele spraw toczy się nie w stronę, której byśmy się spodziewali. A wszystkiemu winny Pech, który drepcze za Idą krok w krok i wprowadza zmiany w wymyślonym przez nią scenariuszu jej studenckiego życia. Zmiany, oczywiście, korzystne dla niego, nie dla dziewczyny, przez co Ida często albo jest twórcą, albo uczestnikiem wielu zabawnych zdarzeń, które wywołują u czytelnika to szeroki uśmiech, to napady szaleńczego chichotu.
Kamyczek zwiastujący lawinę kłopotów i komplikacji łupnął Idę prosto między oczy. A zaraz za nim potoczyły się następne.
Ma się rozumieć coraz większe.
Sama szamanka od umarlaków jest niezwykle ciekawą i barwną postacią, już od samego początku wzbudzającą sympatię czytelnika. Wymyśliwszy sobie w młodości, że będzie buntowniczką, aż do momentu pójścia na studia twardo trzyma się tego pomysłu i nie daje sobie w kaszę dmuchać, swoim uporem nierzadko zaskakując tak rodzinę i znajomych, jak i samego czytelnika. Niemniej ciekawą postacią jest Tekla – ciotka Idy, medium ze skłonnością do przezroczystości i przechodzenia przez ściany, która bierze dziewczynę pod swoje skrzydła i z uporem równym uporowi uczennicy stara się nauczyć siostrzenicę tego, co każde szanujące się medium umieć powinno i na nic narzekania Idy, która twierdzi, że się nie nadaje, że to nie dla niej. W końcu pochodzi z magicznej rodziny a niemagiczne dziecko, w dodatku odrzucające swoje przeznaczenie, jest dla rodu Brzezińskich czymś nie do pomyślenia. Widać jednak, że starsza pani, choć nieco oschła, wredna i nieszczędząca Idzie nagan, kocha dziewczynę i pragnie jej dobra.

Jeśli ktoś spodziewa się po „Szamance od umarlaków” niewiadomo jak wybitnego dzieła literackiego czy choćby niesamowicie dobrej książki, chyba trochę się zawiedzie. Powieść Martyny Raduchowskiej nie jest książką złą ani nawet przeciętną, ale do literatury wysokich lotów dużo jej brakuje. Jak już wcześniej wspomniałam, ten tytuł przeznaczony jest raczej dla tych, którzy lubią od czasu do czasu sięgnąć po coś lżejszego, zabawnego i niewymagającego. Autorka ma lekkie pióro, pisze prostym językiem, co zdecydowanie ułatwia i uprzyjemnia lekturę. Połączenie wątku studenckiego życia z nadprzyrodzonymi zjawiskami jest bardzo udanym zabiegiem, a choć oryginalnością nie grzeszy, „Szamanka od umarlaków” na pewno jest lekturą godną polecenia. Mnie tam się bardzo podobało i teraz czekam na jakiś ciąg dalszy, absolutnie nie miałabym nic przeciwko poznaniu dalszych przygód Idy, która strasznie polubiłam.

[Fabryka Słów 2011, 392 str.]

9 komentarze:

Taki jest świat pisze...

Zapowiada się ciekawie :)

Polaris pisze...

Wydaje się być ciekawe, chociaż chyba nie dla mnie :)

Meg Sheti pisze...

Mam na nią ochotę już od jakiegoś czasu, więc pewnie przeczytam jak gdzieś dorwę :D

Ruczek pisze...

Książka ta zwróciła już moją uwagę jakiś czas temu, jednak do tej pory nie miałam okazji jej przeczytać. A widzę, że zapowiada się dość ciekawa lektura ;) Chyba będę musiała uważniej się za nią rozejrzeć.

itsmeakame pisze...

Piękny wygląd bloga.

Maruda007 pisze...

Czytałam i zgadzam się z Twoją opinią:) Przyjemna, lekka i niezobowiązująca.
Pozdrawiam!

Tirindeth pisze...

Fabryka zawsze tworzy takie piękne okładki, że pewnie nawet, gdybyś napisała, że to ostatni gniot, to i tak miałabym na powieść ochotę, hehe ;) Jestem na tak, skoro polecasz, chętnie się skuszę! Pozdrawiam!

Tristezza pisze...

Uwielbiam tę książkę, idealnie trafiła w moje gusta ;) Niby tylko lekka i niezobowiązująca, jednak duża dawka humoru z pewnością każdemu jest niekiedy potrzebna :D

Flora pisze...

Chętnie przeczytam!

Prześlij komentarz

Każdy kolejny komentarz sprawia mi masę radości, więc jeśli już tu jesteś, Czytelniku, zostaw po sobie choć mały ślad, bo to dla Ciebie piszę. :) Uważaj jednak na słowa - wypowiedzi zawierające nieuzasadnione wulgaryzmy czy obraźliwe treści będą od razu usuwane.
Osobników anonimowych proszę o podpisywanie się, niech wiem, do kogo w razie czego się zwracam.
Dziękuję! :]