Byliśmy nikim, a teraz możemy zmienić losy świata.
„39 wskazówek” to seria książek o przygodach dwójki dzieciaków,
które w spadku po babci dostały karteczkę ze wskazówką i możliwość wzięcia
udziału w wyścigu po władzę nad światem. Co ciekawe, kolejne tomy serii pisane
są przez różnych autorów, co może jej wyjść zarówno na dobre, jak i wręcz przeciwnie.
W „Labiryncie kości” Rick Riordan znów pokazał klasę przedstawił historię na
tyle fajnie, że postanowiłam sięgnąć po drugi tom. A jak z kontynuacją poradził
sobie Gordon Korman?
Przedstawione nam w „Labiryncie kości” rodzeństwo Cahillów –
czternastoletnia Amy i jedenastoletni Dan – nadal biorą udział w wyścigu po 39
wskazówek, który rozpoczął się wraz z odczytaniem testamentu zmarłej niedawno
Grace. Tym razem, wspólnie z Nellie – ich opiekunką, wyruszają tropem Mozarta
do Austrii i Wenecji, by tam odkryć, jak w odnalezieniu drugiej wskazówki może
pomóc im „KV 617” – jeden z ostatnich utworów napisanych przez Mozarta. To
wszystko jednak tylko z pozoru jest proste, ponieważ nie tylko Amy i Dan pragną
jako pierwsi odnaleźć wszystkie wskazówki. Krok w krok podążają za nimi
pozostali członkowie rodziny Cahillów, którzy nie cofną się przed niczym,
byleby tylko wysunąć się na prowadzenie w wyścigu. Czy Amy i Dan jakoś sobie
poradzą, czy może pogoń za Mozartem będzie ich ostatnią podróżą?
„Labirynt kości” nie był jakąś szczególnie pasjonującą
lekturą, po którą sięgnęłam zachęcona nazwiskiem autora, którego uwielbiam. A
jako że raczej nie lubię zaczynać jakiejś serii i poprzestawać na jednej
części, sięgnęłam i po „Fałszywą nutę”, ciekawa, cóż to będzie dalej, tym
bardziej, że tę książkę napisał inny autor. I to widać. Tłumacz chyba bardzo
się starał, żeby wyglądało to jak najbardziej podobnie, jednak mimo tego, może
nie od razu, ale jednak widać, że to nie jest ten sam autor, nie ten sam styl.
Ale nie jest źle, różnice nie są wielkie.
Niestety, mam co do tej książki bardzo mieszane uczucia. Z
jednej strony jest całkiem fajnie – dzieje się jakby nieco więcej niż w
poprzednim tomie, ciekawiej się dzieje przede wszystkim, cała historia nie
wydaje się już tak nieskomplikowana i czyta się to wszystko całkiem przyjemnie.
Ale jak tu czerpać całkowitą satysfakcję z lektury, kiedy główna bohaterka tak
irytuje? W „Labiryncie kości” wszystkie postacie przedstawione zostały w taki
sposób, że chociaż wydawały się być dwa razy starsze, wywoływały we mnie jakieś
tam pozytywne uczucia. Ale w „Fałszywej nucie” Amy przeszła samą siebie. Nie
wiem, kogo za to winić, autora czy tłumacza, faktem jest jednak, iż bezustanne
określanie młodszego brata mianem „lamusa” (skąd oni w ogóle wzięli takie
słowo?) okropnie denerwuje. Żeby to jeszcze było raz na jakiś czas, ale trzy
czy cztery razy w ciągu pięciokartkowego rozdzialiku to chyba przesada. I jak
Dan nadal pozostał dość sympatycznym, odważnym i dowcipnym chłopaczkiem, tak
Amy całkowicie straciła moją sympatię, bo żeby o wszystko obwiniać młodszego
brata, jakikolwiek by on nie był…
I na tym koniec mojego czepialstwa. Gordon Korman, choć mógł
dać z siebie zdecydowanie więcej, wykonał kawał dobrej roboty i świetnie
poradził sobie z poprowadzeniem dalej wątków otwartych w „Labiryncie kości”
przez Ricka Riordana. Akcja jest nieco bardziej dynamiczna, a choć niewiele
może nas w tej opowieści zaskoczyć, czyta się ją dość przyjemnie i szybko. Mimo
że książka nie wnosi zbyt wiele ani w życie czytelnika, ani w kanon literatury
młodzieżowej, z pewnością jest dobrą propozycją dla młodszych czytelników,
którzy lubią wartką akcję i przygody.
„Fałszywa nuta” to w rzeczywistości prawie taka sama książka
jak jej poprzedniczka – ot takie lekkie czytadło, które połyka się w kilka
godzin, bez trudu, bez wysiłku, jednak nie jest na tyle banalna, żeby można potem
żałować spędzonego z nią czasu. A choć lepiej odbiorą ją na pewno czytelnicy
nieco młodsi, nie jest lekturą, która odrzuciłaby swą banalnością chociażby
nieco starszych nastolatków czy nawet osoby dorosłe. A że czasem warto sięgnąć
po coś lżejszego, z pewnością tak „Fałszywa nuta” jak i „Labirynt kości” będą
się do tego nadawały idealnie. Ponadto, jeśli ktoś dużo czasu spędza w pociągu
czy autobusie, też mógłby zabrać ze sobą w podróż którąś z tych książek. Mnie
osobiście początek serii mimo wszystko w jakiś sposób zaciekawił i z pewnością
sięgnę po kontynuacje, nie tyle z racji świetności tych powieści, co raczej z
czystej chęci dowiedzenia się, jak to wszystko się skończy.
[Initium 2012, 191 str.]
3 komentarze:
Mimo, że uwielbiam twórczość Riordan'a nie ciągnie mnie zbytnio do tej serii.
czytałam, całkiem ciekawe i lekkie jak mówiłaś, tez jestem zaciekawiona i sięgnę po kolejne części :)
Jeszcze przed polskim wydaniem ta seria mnie interesowała, bardzo chętnie ją przeczytam! Ale ciekawe właśnie jak to wyjdzie z tymi różnymi autorami, bo chyba nietrudno w takim przypadku o różne niekonsekwencje, co nie byłoby zbyt fajne...
Prześlij komentarz
Każdy kolejny komentarz sprawia mi masę radości, więc jeśli już tu jesteś, Czytelniku, zostaw po sobie choć mały ślad, bo to dla Ciebie piszę. :) Uważaj jednak na słowa - wypowiedzi zawierające nieuzasadnione wulgaryzmy czy obraźliwe treści będą od razu usuwane.
Osobników anonimowych proszę o podpisywanie się, niech wiem, do kogo w razie czego się zwracam.
Dziękuję! :]