Magiczne krainy i mieszkające w nich niezwykłe stworzenia
zachwyciły już na pewno niejednego czytelnika i mimo tego, że i ten pomysł
wydawał się już wyeksploatowany do granic możliwości, okazuje się, że jednak
niekoniecznie. Julie Kagawa w swojej serii stworzyła całkiem inny świat i nową
rasę elfów, która lepiej przystosowała się do współczesnego świata. A co za tym
idzie, zwiększyło się jej pole do popisu. „Żelazna córka” to bezpośrednia
kontynuacja „Żelaznego Króla” i akcja zaczyna rozgrywać się w momencie, w
którym zakończyła się pierwsza część, dzięki czemu nic nie przegapimy. I całe
szczęście, bo w tej książce dzieje się sporo więcej niż w poprzedniej części i
szkoda byłoby coś ominąć.
Żelazny Król został zabity, Ash dotrzymał swojej części
umowy, więc i Meghan jest do tego zobowiązana. Wyrusza więc wraz z zimowym
księciem na dwór królowej Mab, która od samego początku nie była przychylnie
nastawiona do dziewczyny. W Zimowym Dworze trwają przygotowania do uroczystości
przejęcia od Lata Berła Pór Roku, by w Nigdynigdy mogła zapanować zima. Niestety,
tuż po przekazaniu artefaktu Berło zostaje skradzione, a najstarszy syn Mab
zabity przez żelazne stworzenia, w których istnienie właściwie nikt nie chce
uwierzyć. Teraz Meghan, wraz z księciem Ashem i zdrowym już Robinem Koleżką
wyruszają w kolejną podróż, aby znaleźć berło i powstrzymać samozwańczego króla
żelaznych istot przed przejęciem władzy nad Nigdynigdy. W dodatku muszą zdążyć
przed wojną, którą Zimowy Dwór wypowiedział dworowi Oberona, nim mieszkańcy
magicznej krainy wybiją się nawzajem.
Po przeczytaniu „Żelaznego Króla” miałam wobec drugiego tomu
bardzo duże oczekiwania, chciałam więcej akcji, więcej zaskoczeń i więcej
Robina Koleżki. I udało się! Julie Kagawa moje życzenia spełniła i znów
pokazała, jak interesująca może być historia odbiegająca od popularnych
ostatnio schematów, udowodniła, że jej potencjał nie wyczerpał się po jednym
tomie przygód Meghan i znów razem z główną bohaterką mogłam wziąć udział w
niezwykłej przygodzie. I choć w pierwszej części coś zgrzytało, coś mi nie
pasowało, „Żelazna córka” była lekturą już dużo lepszą, w dodatku równie
ciekawą i wciągającą jak jej poprzedniczka. Dzięki temu, że autorka posługuje się
plastyczny, nieskomplikowanym językiem, książkę czyta się łatwo, szybko i, co
najważniejsze, przyjemnie. Julie Kagawa nie skąpi nam opisów otoczenia, ale też
nie przesadza, by nie zanudzić czytelnika przydługimi wywodami na temat
rosnących w Nigdynigdy drzew.
- Ależ jestem pokręcona – wyszeptałam, padając na łóżko. Pęknięcia w suficie uśmiechnęły się do mnie szyderczo. – Co ja mam zrobić? – jęknęłam.
- Najlepiej rozpaczać w ciszy, żebym mógł zasnąć.
Oprócz stworzonego przez autorkę magicznego świata
Nigdynigdy, zamieszkiwanego przez elfy, gnomy, trolle, chochliki i kelpie,
uwagę przyciągają nietuzinkowi bohaterowie. Rudowłosy, wiecznie uśmiechnięty
Puk, dla którego cała ta wyprawa w poszukiwaniu berła nie jest niczym więcej
jak przednią rozrywką. Mroczny Ash, momentami zimniejszy niż kraina, z której
pochodzi i okazujący mniej więcej tyle samo uczuć co lodowa rzeźba. No i
oczywiście Meghan, bezsprzecznie odważna, zdolna do poświęceń nastolatka, która
w powieści gra pierwsze skrzypce, po uszy zakochana w chłopaku, który
teoretycznie jest jej największym wrogiem. Interesującym bohaterem jest również
Grimalkin – ciągle znikający niewiadomo gdzie, na szczęście pojawiający się w
odpowiednich momentach, tajemniczy zwierz, który niejednokrotnie pomógł trójce
głównych bohaterów wydostać się z kłopotów, znający odpowiedź na wszystkie
pytania, która niezmiennie brzmi: „Jestem kotem”. Do tej wielobarwnej (w przenośni
i dosłownie) grupy nietrudno zapałać sympatią, a dzięki temu, że postacie
zostały wykreowane bardzo naturalne, książki długo nie można zapomnieć.
Jeśli ktoś przeczytał „Żelaznego Króla”, a ma przed sobą
jeszcze tę część, z pewnością będzie miło zaskoczony. Ta powieść jest jeszcze
lepsza niż jej poprzedniczka i wszystko wskazuje na to, że kolejna część będzie
jeszcze ciekawsza. Zdecydowanie polecam tę książkę szczególnie tym, którzy
lubią takie magiczne opowieści, którzy choć na chwilę chcieliby poczuć się jak
Alicja w Krainie Czarów razem w fantastycznymi bohaterami spędzić miło kilka
godzin w magicznym świecie, jakim jest Nigdynigdy. Teraz z niecierpliwością
czekam na ciąg dalszy!
[Amber 2012, 335 str.]
4 komentarze:
To już nie mogę się doczekać kiedy ją przeczytam
Ah uwielbiam całą serię... Zakończenie tej książki zbiło mnie z tropu... nie mogę się doczekać kontynuacji ;D
Aaaa! uwielbiam! Team Grim! :D
Ja też czekam na kolejne części :D
Prześlij komentarz
Każdy kolejny komentarz sprawia mi masę radości, więc jeśli już tu jesteś, Czytelniku, zostaw po sobie choć mały ślad, bo to dla Ciebie piszę. :) Uważaj jednak na słowa - wypowiedzi zawierające nieuzasadnione wulgaryzmy czy obraźliwe treści będą od razu usuwane.
Osobników anonimowych proszę o podpisywanie się, niech wiem, do kogo w razie czego się zwracam.
Dziękuję! :]