4 kwietnia 2011

GONE. Zniknęli. Faza pierwsza: Niepokój - Michael Grant


Świat bez dorosłych? Kto o tym nie marzył (albo marzy nadal ;)? Żadnej kontroli, zero zakazów, nakazów i obowiązków. Po prostu raj na Ziemi. Ale to tylko pozory. Bo brak dorosłych oznacza również brak lekarzy, policjantów czy innych osób, które dbałyby o bezpieczeństwo tych młodszych. Ale przecież nie mamy się czym martwić, prawda? W końcu dorośli nie znikają ot, tak sobie… A może jednak..?

Perdido Beach – małe nadmorskie miasto, położone w Stanach Zjednoczonych. Niczym się nie wyróżnia, no, może poza tym, że znajduje się tu elektrownia atomowa. Ale poza tym, jest to zwykłe miasteczko ze zwykłymi ludźmi. Lecz pewnego dnia wszystko się zmienia i Perdido Beach przestaje być takie normalne…

Lekcja historii. Jak zwykle nudna, nużąca i marnująca cenne 45 minut życia. Lecz nagle… cud? Wypadek? Nauczyciel znika! I to dosłownie. Jak to jeden z bohaterów książki ujął, „robi puff”. Po prostu. Bez żadnego ostrzeżenia, znaku czy czegokolwiek. Wszyscy, włączając w to głównego bohatera powieści – Sama Temple – wpatrują się w punkt, w którym jeszcze dwie sekundy temu stał historyk, nie rozumiejąc, co się tak właściwie stało. Także nauczyciel matematyki, który w sali obok prowadził kółko, wyparowuje. Niektórzy uczniowie się cieszą, inni są przerażeni, ale tym rozradowanym rzedną miny na wieść, że telefony nie mają zasięgu, telewizja nie działa, a komputery nie potrafią połączyć się z Internetem. Co tu się, u diabła, dzieje? Jak się nieco później okazuje, znikają wszyscy ludzie, którzy ukończyli 15 lat… A to dopiero początek…

Dookoła Perdido Beach powstaje bariera, której nie można przekroczyć. Odcięte od świata zewnętrznego dzieci tworzą więc swoją małą społeczność, na czele której staje wspomniany już Sam Temple, który… posiada tajemnicze moce. Poza tym jest to zwyczajny, niczym nie wyróżniający się czternastolatek. Nie jest ani wyjątkowo mądry, ani przystojny, ale za to skromny, odważny i nie traci głowy w trudnych sytuacjach. Drugą ważną postacią „Gone…” jest Astrid, zwana Genialną. Trzeba przyznać, ze ten przydomek do niej pasuje. Dziewczyna potrafi logicznie myśleć, wyciągać wnioski, a każda podjęta przez nią decyzja jest starannie przemyślana. Oczywiście w żadnej książce (a przynajmniej w większości ;) nie może zabraknąć Tego Złego. W „Gone…” taką rolę pełni Caine, który tak naprawdę jest… (albo nie, nie powiem ;P) W każdym razie, charyzmatyczny czternastolatek również posiadający pewną moc, nie jest osobą, która daje sobie w kaszę dmuchać, a jeśli rządzić, to on, a nie nim. Bez większych problemów podporządkowuje sobie dzieciaki z leżącej nieopodal Coates Academy i pragnie przejąć władzę w Perdido Beach. Czy mu się uda..?

Wszyscy bohaterowie „Gone…”, łącznie z tymi drugoplanowymi, zostali przedstawieni w bardzo dobry sposób i są dopracowani. Jednak czasami można odnieść wrażenie, że Grant nie mógł się tak do końca zdecydować, bo w niektórych momentach postacie są dojrzałe, świetnie sobie radzą z problemami, a nagle stają się zupełnie bezradne. Szczegół ten jednak w żaden znaczący sposób nie wpływa na czytanie powieści.

Sama historia wydaje się być dość banalna i oparta na powtarzających się schematach, ale Grant z historyjki o dzieciach pozostawionych samym sobie w świecie bez dorosłych zrobił całkiem fajne czytadło, którego akcja wciąga niesamowicie i nierzadko zaskakuje, wywołując u czytelnika to oburzenie, to znów zadowolenie z takiego a nie innego rozwoju wydarzeń. Książka napisana została prostym językiem, co sprawia, że czyta się ją szybko i bez większych problemów i konieczności przerywania lektury w celu zastanowienia się „o co chodzi?”.

Krótko mówiąc (czy raczej: pisząc ;), książkę naprawdę warto przeczytać. Może i Grant napisał „Gone…” z myślą o młodzieży, ale i niejednej dorosłej osobie powieść ta przypadnie do gustu. Ciekawie wykreowany świat, bohaterowie i ogólnie cała fabuła z pewnością zasługują na uznanie. Części „Gone…” ma być sześć i nie wątpię, że z każdym kolejnym tomem będzie coraz lepiej. Tak więc polecam gorąco tę książkę wszystkim, zarówno tym młodszym, jak i trochę starszym ;)

[Jaguar, 530 str.]
                                                                                                                                                                     

2 komentarze:

Deline pisze...

Niesamowita seria. Wczoraj wybrałam się do empiku po część czwartą - "Plagę". Nie mogę się doczekać, kiedy zacznę ją czytać!

Maks pisze...

Jeśli chodzi o wydanie, to w mojej ocenie okładki są tragiczne, jakoś nie potrafię się przekonać do tego typu grafik. Niemniej jednak powieść wydaje się interesująca, choć, jak już wspomniałaś, motyw pozostawienia dzieci samym sobie od jakiegoś czasu obija się po literaturze nie zmienia to faktu, że Gone przyciąga czytelnika - przynajmniej po Twojej recenzji ;)

Prześlij komentarz

Każdy kolejny komentarz sprawia mi masę radości, więc jeśli już tu jesteś, Czytelniku, zostaw po sobie choć mały ślad, bo to dla Ciebie piszę. :) Uważaj jednak na słowa - wypowiedzi zawierające nieuzasadnione wulgaryzmy czy obraźliwe treści będą od razu usuwane.
Osobników anonimowych proszę o podpisywanie się, niech wiem, do kogo w razie czego się zwracam.
Dziękuję! :]