Wiedźmin tu, wiedźmin tam… Geralt z Rivii jest już postacią znaną i to właściwie nie tylko w Polsce. Na podstawie opowieści napisanych przez Andrzeja Sapkowskiego powstały już gry komputerowe, filmy i serial, a stworzony w umyśle polskiego pisarza facet w czerni, wyzwalający wioski i większe miasta od strzyg, wyvern i tego typu paskudztw jest jedną z ulubionych postaci literackich każdego fana fantastyki. Zachęcona powyższym, a także zdopingowana informacją właściwie z pierwszej ręki, dotyczącą kontynuacji losów Geralta, po sagę o wiedźminie sięgnęłam i ja. Właściwie za całą recenzję wystarczyłoby tu krótkie ŁAŁ, no ale, choć krótko, zwięźle i w miarę na temat, spróbuję napisać coś więcej.
Na całą sagę składają się dwa zbiory opowiadań i pięć powieści, a „Ostatnie życzenie” jest właściwie początkiem wszystkiego. Opowiadania jednak nie są chronologicznym przedstawieniem wydarzeń, a raczej jakby wspomnieniami samego wiedźmina, który aktualnie przebywa w świątyni bogini Melitele. Dowiadujemy się więc o jego „przygodzie” ze strzygą („Wiedźmin”), pobycie w posiadłości człowieka przemienionego w bestię („Ziarno prawdy”), spotkaniu z Dzierzbą („Mniejsze zło”), udziale w uczcie na zamku Calanthe („Kwestia ceny”), podróży na kraniec świata („Kraniec świata”) i poznaniu Yennefer („Ostatnie życzenie”). Głównym ich bohaterem za każdym razem jest oczywiście Geralt, przemierzający świat wszerz i wzdłuż w poszukiwaniu kolejnego zlecenia.
Świat. No właśnie. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że jest to świat całkowicie oryginalny i bardzo zróżnicowany, którego kolejne opisy wręcz zachęcają do wparowania do jakiegoś biura podróży z krzykiem nakazującym pracownikom agencji szukania ofert wyjazdu do Wyzimy, Blaviken czy Cintry. Takie to wszystko żywe i realistyczne. Pewnie gdyby dobrze się wsłuchać, można by usłyszeć gwar tętniących życiem miast i wiosek, szum zamieszkiwanych przez niewiadomoco rzek, szmer lasów i szczęk oręża należącego czy to do wiedźmina, czy do jakiegoś bardziej lub mniej pospolitego zbója. Po prostu. Nad tym akurat nie ma co się rozwodzić, mnie samej nadal trudno jest opisać swoisty klimat opowiadań, podczas czytania których czytelnik ma wrażenie, jakby jakaś tajemnicza siła wciągnęła go między strony, a on sam zadomowił się w tym przedziwnym uniwersum, zaskakującym, nierzadko przerażającym, czując się tam jak u siebie.
Sam Geralt to indywiduum co najmniej ciekawe. Białowłosy mutant, władający wiedźmińskim ostrzem i sztyletem mniej więcej tak samo sprawnie, jak przeciętny zjadacz chleba machający łyżką, potrafiący również posługiwać się niejako magicznymi Znakami. Postać pełna kontrastów, całkowicie inna od innych, która ma w sobie coś takiego, że nawet jeśli się jej nie lubi, to przynajmniej szanuje lub podziwia. „Nieludź” bezwzględnie pozbywający się zagrażających ludziom monstrów, pozwalający jednak żyć gatunkom nieszkodliwym i wymierającym, kierujący się własnym kodeksem. Jeśli trzeba, pozbywa się i ludzi. I co wy na to? Wbrew pozorom, można go polubić. No bo czemu nie… A jak już tak idziemy w stronę bohaterów, to uwagę należy zwrócić także na Jaskra – trubadura będącego przyjacielem naszego wiedźmina, facecika w śmiesznym kapeluszu, o ciekawym poczuciu humoru, nie raz nie dwa wpadającym w kłopoty. Z których ratować musi go oczywiście Geralt. Ale o tym warto poczytać samemu.
„Ostatnie życzenie” to lektura naprawdę godna uwagi. Sapkowski pisze lekko, interesująco, a wtrącane od czasu do czasu staropolskie słówka tylko dodają smaczku opowiadanej przez niego historii. Mnie osobiście bardzo spodobały się opisy nierzadko toczonych walk, precyzyjne i dokładne niczym wiedźmińskie ostrze, zapierające dech w piersiach, oddające w pełni to, co się dzieje; każde uderzenie, kontrę i piruet. A te dialogi! Cud, miód i krakersy. Po prostu.
Jeżeli znajdzie się jeszcze ktoś taki, kto „Wiedźmina” nie czytał, dobrze radzę, nich jak najszybciej nadrabia zaległości! Ja sama mam sobie za złe, że zabrałam się za lekturę prozy polskiego AS’a tak późno, ale ani trochę nie żałuję tego, że w ogóle zaczęłam. Wpisuję więc na listę tych najulubieńszych książek, a tym, którzy jeszcze nie czytali, gorąco zachęcam do sięgnięcia po „Ostatnie życzenie”, tak na dobry początek. Warto!
Jeżeli znajdzie się jeszcze ktoś taki, kto „Wiedźmina” nie czytał, dobrze radzę, nich jak najszybciej nadrabia zaległości! Ja sama mam sobie za złe, że zabrałam się za lekturę prozy polskiego AS’a tak późno, ale ani trochę nie żałuję tego, że w ogóle zaczęłam. Wpisuję więc na listę tych najulubieńszych książek, a tym, którzy jeszcze nie czytali, gorąco zachęcam do sięgnięcia po „Ostatnie życzenie”, tak na dobry początek. Warto!
[Supernowa 2010, 288 str.]
4 komentarze:
Nigdy nie jest za późno by nadrobić zaległości czytelnicze ;)
Ja o Wiedźminie przeczytałam wszystko, co napisał Pan Sapkowski po prostu jednym tchem! Byłam oszołomiona i zachwycona sposobem pisania i kreowania barwnych, ciekawych postaci przez autora. Cieszę się, że ludzie wciąż odkrywają te książki, bo są naprawdę niesamowite! I podpisuję się pod tym co napisałaś obiema rękoma - lektura zdecydowanie warta zainteresowania :)
Pozdrawiam ciepło!
Muszę się przyznać, że ja jeszcze "Wiedźmina" nie czytałam, ale postaram się w najbliższym czasie przeczytać. Książka "Ostatnie życzenie" po Twojej recenzji bardzo mnie zainteresowała i to chyba nią rozpocznę moją przygodę z "Wiedźminem" i w ogóle z Sapkowskim :)
Recenzowanie "Wiedźmina" to trudna sprawa, ja nigdy bym tego nie zrobiła - wyszłaby z tego pieśń pochwalna ociekająca wręcz fascynacją, a to już recenzją nie jest :P
Prześlij komentarz
Każdy kolejny komentarz sprawia mi masę radości, więc jeśli już tu jesteś, Czytelniku, zostaw po sobie choć mały ślad, bo to dla Ciebie piszę. :) Uważaj jednak na słowa - wypowiedzi zawierające nieuzasadnione wulgaryzmy czy obraźliwe treści będą od razu usuwane.
Osobników anonimowych proszę o podpisywanie się, niech wiem, do kogo w razie czego się zwracam.
Dziękuję! :]