Wspominałam Wam już kiedyś, że uwielbiam Johna Flanagana? Nie?
No więc: uwielbiam Johna Flanagana! Może nie dosłownie jego samego, ale „Zwiadowców”,
którzy wyszli właśnie spod jego pióra. Jaka ja byłam zrozpaczona, kiedy okazało
się, że 11. tom, który jakiś czas temu ukazał się w Polsce, będzie ostatnią
częścią mojej ukochanej serii (na szczęście to nieprawda, autor niedawno oficjalnie
potwierdził powstanie 12. Części ;D), ale jednocześnie szczęśliwa, bo okazało
się, że tak jak ja, i John Flanagan nie samymi „Zwiadowcami” żyje i będę miała
okazję zapoznać się z kolejną jego serią. Wszystko mi jedno czy kolejne książki
są sposobem na zarobienie większych pieniędzy, czy po prostu autor pisze, bo
lubi, byleby tworzył dużo i dobrze. Ja to mogę czytać na okrągło…
Hal Mikkelson niedługo skończy szesnaście lat, co oznacza,
że stanie się mężczyzną i będzie mógł podjąć służbę na jednym ze skandyjskich
wilczych okrętów. Najpierw jednak czekają go, i dwudziestu siedmiu innych
chłopców w jego wieku, tygodnie ciężkich treningów, lekcji i zadań do
wypełnienia, w czasie których nauczą się sposobów walki mieczem lub toporem, nabędą
trochę wiedzy o taktyce i poznają tajniki nawigacji. Chłopcy podzieleni zostają
na trzy drużyny, a ta, do której należy Hal jest po prostu zbiorem tych, którzy
nie zostali wybrani, przez żadnego z pozostałych dwóch kapitanów. Teraz Hal, Stig,
Ulf, Wulf, Ingvar, Stefan, Edvin i Jesper muszą stanąć do walki z
liczebniejszymi i silniejszymi grupami Wilków i Rekinów, wygrać jak najwięcej
zadań wyznaczonych im przez trenerów i zebrać wystarczająco dużo punktów, by
zwyciężyć całe zawody i zyskać tytuł najlepszej drużyny. Ale to nie będzie proste.
Czy spryt i inteligencja skirla Czapli przewyższą siłę fizyczną Wilków i
Rekinów? Czy w tej walce umysł może stać się groźniejszą bronią niż zwały mięśni?
To się dopiero okaże…
Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Pierwsza część „Drużyny”, poza tym, że pojawia się w niej
kilka nawiązań do wydarzeń i postaci znanych niektórym czytelnikom z poprzedniej
serii Flanagana, a akcja rozgrywa się w opisanej tam już Skandii, ze „Zwiadowcami”
nie ma nic wspólnego, a wydarzenia z „Wyrzutków” naprawdę trudno wpasować
gdzieś pomiędzy przygody Willa i Halta, ale na pewno mają one miejsce po
historii opisanej w „Bitwie o Skandię”. I tyle. Choć przyznać muszę, że cały
czas z niecierpliwością wypatrywałam gdzieś choć wzmianki o moim Halcie
(nawet ta o „aralueńskim kurduplu” mnie ucieszyła).
Na szczęście i bez niego bawiłam się bardzo dobrze, czytając
historię Hala i jego przyjaciół. Choć trochę brakowało mi postaci takiej jak
on, poznałam kilku nowych, wspaniałych bohaterów, do których zapałałam sympatią
już na samym początku. Szczególną uwagę zwraca właśnie Hal, który jak przystało
na szesnastolatka psoci, popełnia błędy, ponosi porażki a poza tym jest po
prostu sympatyczny. Nie można też nie wspomnieć tu o Ulfie i Wulfie –
bliźniakach, które ciągle się kłócą i chyba nikt oprócz nich samych nie wie, który
jest który, Ingvarze, którego Matka Natura poza bardzo słabym wzrokiem i tężyzną
fizyczną obdarzyła też złotym sercem i Stigu często wpadającym w złość, ale będącym
jednocześnie świetnym przyjacielem. Wszystkie postacie zostały przedstawione
dokładnie, opisane mniej lub bardziej szczegółowe, a co najważniejsze:
wzbudzają w czytelniku emocje. Nie zawsze pozytywne, ale te przecież też się liczą.
:)
Fabuła może i nie jest skomplikowana, a akcja nie gna do
przodu na złamanie karku, ale czytanie „Wyrzutków” było dla mnie naprawdę
świetną zabawą. Flanagan stworzył kolejną dobrą powieść młodzieżową,
opowiadającą o przyjaźni i radzeniu sobie z przeciwnościami losu, a wplatając w
to swoje niezawodne poczucie humoru (choć jest go nieco mniej niż w „Zwiadowcach”),
zapewnia czytelnikowi dosłownie kilka godzin dobrej zabawy we wspaniałym
gronie, prowadząc go przez kolejne strony historii z uśmiechem na twarzy.
Chociaż bardzo się starałam, nie udało mi się podczas czytania
„Wyrzutków” uniknąć porównywania jej do cyklu o Zwiadowcach. Po zapoznaniu się właściwie
ze wszystkimi tomami poprzedniej serii miałam wobec kolejnej książki Flanagana dość
wysokie wymagania, a ten na szczęście mnie nie zawiódł. Choć nowa powieść
australijskiego pisarza wnosi niewiele nowego do współczesnej literatury młodzieżowej,
z pewnością warto zapoznać się z nią, kiedy będzie taka okazja. I mimo że
jestem całym sercem za „Zwiadowcami” (i Haltem ;) serdecznie polecam wszystkim
zainteresowanym sięgnięcie po pierwszą część „Drużyny”, nawet jeśli nie
czytaliście serii o Zwiadowcach. Mnie samej nie pozostało teraz nic innego niż
wyczekiwanie kolejnych części tak „Drużyny” jak i „Zwiadowców”. Po raz kolejny
miałam okazję się przekonać, że John Flanagan po właściwie już trzynastu powieściach
wciąż jest w formie i mam nadzieję, że jeszcze nie raz i nie dwa będę mogła się
to sprawdzić. :)
[Jaguar 2012, 440 str.]
5 komentarze:
"Zwiadowców" niestety jeszcze nie czytałam, ale mam w planach po masie pochlebnych recenzji. "Drużyny" również jestem bardzo ciekawa. :D
oj Halt <3333 Tęsknię za tym kurduplem. Ale książkę właśnie skończyłam dziś czytać i też jestem zachwycona, warta sięgnięcie ! Czekam też na kolejną część... aj będzie się działo ^^
już dziś czytam drugą recenzję tej książki, ale nadal jestem niezdecydowana :)
Zwiadowców nie czytałam, ale na tę książkę mam ochotę ;)
Zapowiada się bardzo dobrze, chociaż jestem sceptycznie nastawiona do tego typu książek to kto wie? Może trafi w moje ręce i okaże się, że pokocham tę serię. Zastanawie się nad pierwszą częścią.
Prześlij komentarz
Każdy kolejny komentarz sprawia mi masę radości, więc jeśli już tu jesteś, Czytelniku, zostaw po sobie choć mały ślad, bo to dla Ciebie piszę. :) Uważaj jednak na słowa - wypowiedzi zawierające nieuzasadnione wulgaryzmy czy obraźliwe treści będą od razu usuwane.
Osobników anonimowych proszę o podpisywanie się, niech wiem, do kogo w razie czego się zwracam.
Dziękuję! :]