Jak zaczniesz to widzieć, nie będziesz mogła przestać. Ludzie wariowali od nadmiaru wiedzy.
Alicję, tę, która wylądowała w Krainie Czarów, znają chyba
wszyscy. O czworgu rodzeństwa, które przez szafę dostało się do królestwa
Aslana też nie trzeba nikomu przypominać, ich losy są nam znane. Pewnie
niejedna czytelniczka (a może i czytelnik? ;) marzyła kiedyś o tym, aby znaleźć
się na miejscu któregoś z bohaterów i przeżyć wspaniałą przygodę w magicznym
świecie, gdzie życie toczy się swoim rytmem. Pewnie gdybym ja miała taką
okazję, nawet bym się nie wahała i dała się poprowadzić do zaczarowanej krainy.
Ale chyba nie wszystkim taki pomysł wydaje się pomysłem dobrym…
Meghan Chase poznajemy w przeddzień jej szesnastych urodzin
i wydawałoby się, że będzie to jeden z lepszych dni w jej życiu. Dziewczyna
niestety nie zdaje sobie sprawy z tego, że może być wręcz przeciwnie.
Najprzystojniejszy chłopak w jej szkole ośmiesza ją przed wszystkimi uczniami,
rodzice zdają się nie pamiętać o jej urodzinach, mama trafia do szpitala a
czteroletni braciszek zmienia się (całkiem dosłownie) w małego potworka. I jak
tu normalnie żyć? A kiedy później okazuje się, że Ethan porwany został przez
magiczne istoty a jej najlepszy przyjaciel, o którym wie właściwie wszystko,
okazuje się pochodzić z ich świata, Meghan nie ma już wątpliwości, że coś jest
nie tak. Mimo wszystko wraz z Robbiem wyrusza do krainy Nigdynigdy, gdzie ma
nadzieję odnaleźć brata, a znajduje wiedzę, której wolałaby chyba jednak nigdy
nie posiąść… W dodatku Nigdynigdy jest w niebezpieczeństwie, więc Meghan, wraz
z Pukiem i poznanym niedawno księciem Ashem wyruszają na poszukiwania Żelaznego
Króla, który może zagrozić Letniemu i Zimowemu Dworowi. Czy zdążą, zanim będzie
już za późno?
Mówisz mi, że nie zdradzę przyjaciół i rodziny. Jeśli to słabość, to chcę taką mieć.
„Żelazny Król” to kolejna książka, która niesamowicie mnie
zaskoczyła. Niby przeczytałam wiele pozytywnych opinii, wszyscy polecali, ale i
tak… Choć książka nie jest historią idealną, czasem coś zgrzyta, czasem coś nie
pasuje, to jednak stanowi bardzo sympatyczną lekturę i z pewnością wyróżnia się
wśród podobnych opowieści. Szczególną uwagę przykuwa wykreowana przez autorkę
kraina Nigdynigdy, jednocześnie tak piękna i niebezpieczna, podzielona na dwa
dwory rządzone przez skrajnie różnych od siebie władców. W jednym króluje
wieczne lato, żywe kolory i zabawa, a w drugim mróz, śnieg i różne groźne
kreatury. Mimo że nie mamy okazji poznać ich zbyt dobrze, wraz z główną
bohaterką odwiedzamy jedynie Letni Dwór, przyznać i tak trzeba, że autorka
pomysł miała ciekawy i w dodatku świetnie go zrealizowała.
Nie sposób też nie zwrócić uwagi na postacie pojawiające się
w „Żelaznym Królu”, wykreowane z pomysłem, dobrze opisane i wzbudzające
sympatię czytelnika. Choć Meghan dla mnie momentami była nieco irytująca, do
tej dziewczyny można się przywiązać, nie mówiąc już o Puku czy Ashu. Dwa
pochodzące z różnych światów elfy są obecnie największymi wrogami, gotowymi
stoczyć rozstrzygający wszystko pojedynek w każdej chwili, ale to chyba właśnie
oni i ich sprzeczki najbardziej umilały mi lekturę, a jeśli dołożyć do tego ich
sarkazm i specyficzne poczucie humoru, szczególnie Robina Koleżki, stali się
oni duetem, o którym bardzo chętnie przeczytałabym osobną historię.
- Puk, nie! - złapałam go za rękaw. - Nie walcz z nim. Ktoś może zginąć.
- Pojedynki na śmierć i życie zwykle kończą się w ten sposób.
Uważny czytelnik w powieści znajdzie wiele nawiązań czy też
wspólnych elementów z innymi historiami, takimi jak „Alicja w Krainie Czarów”
(tu zdecydowanie rzuca się w oczy kot Grimalkin), „Opowieści z Narnii” czy „Sen nocy letniej”. Nie działa to jednak na zasadzie podbierania pomysłów innym
autorom, lecz w ten sposób autorka puszcza oczko do czytelnika, który znajdując
kolejne odniesienia do znanych opowieści, uśmiecha się sam do siebie.
Oczywiście, nie może zabraknąć też wątku romantycznego pomiędzy dwoma głównymi
postaciami, ten jednak jest raczej sprawą poboczną, nieszczególnie wybijającą
się na pierwszy plan, a choć, jak dla mnie, zawiązał się on trochę zbyt szybko,
stanowi miły, nienachlany dodatek do całości, który w jakiś sposób dodaje
książce uroku.
„Żelazny Król”, mimo że malutkich wad i niedociągnięć, stanowi całkiem ciekawą lekturę,
szczególnie dla tych, którzy lubią tego typu historie. Książka Julie Kagawy
pozytywnie mnie zaskoczyła i jestem pewna, że sięgnę po kolejne części cyklu,
mam nadzieję, że już niedługo. Jeśli jesteście miłośnikami wciągających, nieco romantycznych opowieści,
lubicie przeżywać przygody w magicznych światach w towarzystwie elfów, być może
jest to coś dla was. Oczywiście, niezdecydowanych zachęcam do sięgnięcia po "Żelaznego Króla", bo z tą książką można spędzić kilka miłych godzin.
[Amber 2011, 352 str.]
10 komentarze:
Pyle pozytywnych recenzji się ostatnio posypało, że nie trudno mieć na nią ochoty;)
Ja mam i to wielką, która rośnie z każdą pozytywną recenzją;]
Pozdrawiam!
Poszukam w najbliższej księgarni:) Nie sposób się oprzeć książce, o której czytałam tak wiele pozytywnych opinii
Pozdrawiam!
Przypadła mi ona do gustu.
Mam w planach :)
Czytałam tyle pozytywnych recenzji, że jutro pędzę do Matrasa, gdzie widziałam tę powieść na promocji. I jak tylko uporam się z wrześniowym stosikiem, biorę się za czytanie "Żelaznego króla" :)
zapraszam :
http://ksiazka-na-kazdy-dzien.blogspot.com/
Aaah cudowna książka <3 W dodatku Puk i Ash...mimo wszystko jestem team Puk :D Cały Sen nocy letniej w takim wydaniu jest na prawdę wspaniały!
Pozdrawiam!
Uwielbiam! i kocham Asha i Puka, ale nadal jestem Team Grim! :D
Mnie chyba ona nie zainteresuje na tyle, by po nią sięgnąć, ale założę się, że gdybym przeczytał, byłbym zadowolony :P
To jedna z moich ulubionych książek :)
Muszę wreszcie dorwać tę powieść.
Pozdrawiam!
Prześlij komentarz
Każdy kolejny komentarz sprawia mi masę radości, więc jeśli już tu jesteś, Czytelniku, zostaw po sobie choć mały ślad, bo to dla Ciebie piszę. :) Uważaj jednak na słowa - wypowiedzi zawierające nieuzasadnione wulgaryzmy czy obraźliwe treści będą od razu usuwane.
Osobników anonimowych proszę o podpisywanie się, niech wiem, do kogo w razie czego się zwracam.
Dziękuję! :]