28 listopada 2012

Więzień Labiryntu - James Dashner


Od czasu wydania w Polsce „Igrzysk Śmierci”, stały się one chyba swoistym wyznacznikiem jakości powieści. Wydawcy wychodzą z założenia, że porównanie ich nowej książki do trylogii Suzanne Collins podniesie zainteresowanie nową pozycją. I tak w rzeczywistości jest. Tylko ile tak naprawdę powieści rzeczywiście przypomina „Igrzyska Śmierci” i wreszcie ile z nich jest na tyle dobrych, żeby móc z czystym sumieniem porównać je do niedawnego hitu? „Więzień Labiryntu” jest kolejną z takich powieści, a że blogerzy zachwalali, niektórzy wręcz hymny wielbiące w miejscu recenzji umieszczali, stwierdziłam: czemu nie? Fabuła wydała się interesująca, klimaty akurat moje… A co z tego właściwie wyszło?

Thomas nie dość, że budzi się w jakimś dziwnym miejscu, to jeszcze nie pamięta ze swojego życia zupełnie nic, poza imieniem. Powitany przez grupę chłopców w różnym, wieku dowiaduje się, że trafił do otoczonej przez Labirynt Strefy, która od teraz będzie jego nowym domem. Razem ze swoją niecodzienną społecznością, tajemnicami i zagrożeniami Strefa wydaje się być miejscem niegościnnym, ale na nic innego nie można teraz liczyć, a pojawienie się w niej Thomasa spowodowało niemały chaos wśród przywódców grupy. Jeszcze gorzej robi się, kiedy następnego dnia do Strefy przybywa… dziewczyna z dziwną wiadomością, po czym zapada w śpiączkę. Wszystko wskazuje na to, że pobyt chłopców w Strefie zbliża się ku końcowi, a nadchodzące wydarzenia przyniosą odpowiedzi an dręczące ich pytania. Odpowiedzi, których może woleliby nigdy nie poznać…

Na samym początku narzuca się stwierdzenie: nie no, znowu to samo, znowu dystopia, nastolatkowie walczący o przeżycie itepe, itede, to wszystko już było. I wiecie co? Guzik prawda! Choć rzeczywiście pomysł na fabułę nieco przypominał mi czytaną jakiś czas temu „Otchłań” A.G. Smitha, podobieństwa skończyły się na grupie chłopców przebywających w dziwnym miejscu z własnej lub nie woli. Nie wiem, czy stwierdzenie, że jest to „najlepsza trylogia od czasu Igrzysk Śmierci” nie jest nieco przesadzone, ale „Więzień Labiryntu” to wreszcie jest książka, która na porównanie do kultowej już trylogii jak najbardziej, moim zdaniem, zasługuje.

Chłopcy, przysyłani od dwóch lat do Strefy w tajemniczym Pudle, utworzyli w miejscu swojego „zesłania” małą społeczność, której głównym celem jest znalezienie wyjścia z otaczającego Strefę Labiryntu. Niby zadanie proste, ale przesuwające się co noc ściany Labiryntu skutecznie utrudniają zadanie Zwiadowcom, czyli tym, którzy każdego dnia przeczesują plątaninę korytarzy w poszukiwaniu wyjścia. Jednak Labirynt to nie jest niestety miejsce przyjazne ludziom. Zamieszkujące go straszne kreatury, przez chłopców zwane Bóldożercami, przypominają potwory z najgorszych koszmarów i tylko zamykające się na noc Wrota chronią Streferów przed straszną śmiercią. W życiu jeszcze nie spotkałam się w żadnej książce z takimi stworami. James Dashner puścił wodze wyobraźni i zafundował nie tylko mieszkańcom Strefy, ale także czytelnikom, porządną dawkę strachu, a jego szczegółowe, sugestywne opisy jeszcze bardziej się do tego przyczyniły. Jak dobrze, że nam po ziemi takie stwory nie chodzą. Jak dobrze…

Pierwsze skrzypce w powieści gra oczywiście Thomas – Njubi w Strefie, z jednej strony traktowany pogardliwie z racji bycia świeżuchem, z drugiej – obwiniany i oskarżany o szereg dziwnych zdarzeń mających miejsce w Strefie i Labiryncie od czasu jego przybycia. Poza tym, bardzo sympatyczny chłopak. Sprytny, inteligentny, pomysłowy, w dodatku bardzo dojrzały jak na swoje szesnaście (?) lat. Lecz mimo że to on pełni w powieści rolę protagonisty, wybawiciela, chyba jeszcze bardziej w oczy rzuca się postać Chucka chociażby. Taki niepozorny, około trzynastoletni chłopaczek, choć niezbyt sprawny fizycznie, to jednak ma złote serce i ze świeczką szukać drugiego takiego przyjaciela jak on. No i oczywiście tajemnicza dziewczyna, z którą nie wiadomo co począć. Bohaterowie „Więźnia Labiryntu” to postaci sympatyczne, wzbudzające w czytelniku ciepłe uczucia, nieco współczucia, choć zdarzają się i czarne charaktery, zwracające na siebie uwagę i w ogóle świetnie wykreowane, żywe.

Tym, co w powieści Jamesa Dashnera jest charakterystyczne, to język, jakim posługują się mieszkańcy Strefy. Pełen specyficznych neologizmów mających zastąpić przekleństwa i wszelkiego rodzaju wulgarne kreślenia, nie na tyle jednak obco brzmiących, byśmy nie potrafili domyślić się prawdziwego ich znaczenia, choć nie jest wyjściem szczególnie oryginalnym, to jednak wciąż wyróżniającym się wśród innych książek.

„Więzień Labiryntu”, choć nie jest powieścią całkiem inną, świeżą, to jednak dość oryginalną i przede wszystkim interesującą, gratką dla miłośników wszelkiego rodzaju dystopii, antyutopii i powieści utrzymanych w podobnych, nieco mrocznych klimatach. Powieść Jamesa Dashnera wciąga tak bardzo, że kiedy zacznie się ją czytać, nie można przestać, akcja jest niezwykle dynamiczna, nierzadko zaskakująca rozwojem wydarzeń i zapewniająca kilka godzin rozrywki na naprawdę wysokim poziomie. Autor od początku do samego końca trzyma w napięciu, poszczególne tajemnice wyjaśniane są powoli, po kawałku a i nie wszystkie sekrety Labiryntu i Strefy zostają przed nami odkryte. To może być świetna przygoda nie tylko dla młodzieży, ale także dla dorosłych, którzy lubią tego typu historie. Mnie się baardzo podobało i teraz z niecierpliwością czekam na moment, kiedy będę mogła sięgnąć po kontynuację. Zakończenie „Więźnia Labiryntu” zapowiada nie mniej wspaniałą zabawę!

[Papierowy Księżyc 2011, 423 str.]

12 komentarze:

GumcioBook (Gabrysia) pisze...

Świetna książka! nie mogłam się od niej oderwać!

Miłośniczka Książek pisze...

Czytałam :) Obecnie nie mogę się doczekać "Prób ognia" :)

AnnieK pisze...

Obiecałam sobie, że w końcu ją przeczytam.

szarikow pisze...

Mi się w niej nie podobało wiele rzeczy, ale ogółem oceniam na plus. Chciałabym kupić sobie kolejną część :)

BooksHunter pisze...

Właśnie to słowotwórstwo przykrywające przekleństwa mi się podobało. Genialny zabieg :D

Agnieszka Deja pisze...

Podoba mi się, mimo że też odnoszę wrażenie (jak się okazuje mylne) do tego, że to powielanie tego samego schematu.

Upadły czy Anioł pisze...

zastanawiam się nad pozycją, ale nie całkiem jestem zdecydowana, pomimo że książka cieszy się pozytywnymi opiniami :)

Tirindeth pisze...

Uwielbiam tę książkę, polecam próby Ognia :))

Ola pisze...

Ciekawi mnie ta książka:)

Polaris pisze...

Aaach, mam nadzieję, że uda mi się ją niedługo zdobyć, bo bardzo chciałbym ją przeczytać :D

Matt pisze...

Czytalem o tej ksiaze dobre opinie i sam przekonalbym sie o tym, dlatego musze ja przeczytac :)

Pozdrawiam!

Tristezza pisze...

Czytałam, uwielbiam ją ! Poszukuję teraz prób ognia, które tez będe musiała przeczytać na pewno ^^ mam nadzieję, że będą równie dobre :D

Prześlij komentarz

Każdy kolejny komentarz sprawia mi masę radości, więc jeśli już tu jesteś, Czytelniku, zostaw po sobie choć mały ślad, bo to dla Ciebie piszę. :) Uważaj jednak na słowa - wypowiedzi zawierające nieuzasadnione wulgaryzmy czy obraźliwe treści będą od razu usuwane.
Osobników anonimowych proszę o podpisywanie się, niech wiem, do kogo w razie czego się zwracam.
Dziękuję! :]