Duetu Prokop & Hołownia raczej nikomu nie trzeba przedstawiać, a na pewno nie tym, którzy choć od czasu do czasu oglądają telewizję. Ci dwaj panowie to postaci znane i lubiane, z których jedna wyróżnia się dość nieprzeciętną liczbą centymetrów (wzdłuż oczywiście, nie wszerz ;), a druga jest prawie-zakonnikiem, mającym na koncie już kilka własnych książek o tematyce religijnej. I tak jakoś wyszło, że pewnego dnia obydwaj panowie postanowili spotkać się, porozmawiać na różne ciekawe tematy a potem to wszystko spisać i wydać, czego efekty miałam niewątpliwą przyjemność trzymać w rękach.
„Bóg, kasa i rock’n’roll” to z pewnością książka inna od innych, taka, jakiej jeszcze nie miałam okazji czytać i która bardzo mi się spodobała. To spotkanie zagorzałego katolika z ateistą zaowocowało masą ciekawych przemyśleń, wniosków i potyczek, gdy każdy z nich chciał przekonać tego drugiego do własnych racji. Tak jak w tytule jest tu Bóg, jest kasa i jest rock’n’roll, a poza tym obydwaj panowie zastanawiają się też nad rolą Kościoła w życiu człowieka, znaczeniu modlitwy, wizerunkiem współczesnego idola, wolną wolą czy nad tym, czy właściwie warto wierzyć, czy nie warto.
Wydawałoby się, że zderzenie tak odmiennych światów, różnych poglądów i postaw mogłoby zakończyć się kłótnią co najmniej, ale jest miło i sympatycznie, baz obrzucania się błotem, obrażania i wyzywania od gorszych. Prokop i Hołownia prowadzą właściwie przyjacielską pogawędkę, w której prym jednak wiedzie pan Szymon, ale przecież jego przyjacielowi nieco trudniej wypowiadać się na temat wiary i religii, a to właśnie tematy z tych dziedzin poruszane są najczęściej. Obydwaj panowie na szczęście nie ograniczają się do uzasadniania swoich racji będącym „argumentem na wszystko” stwierdzeniem „bo tak”, a wykładają swoje racje w sposób przejrzysty i starają się robić to w taki sposób, by nikt nie miał problemu ze zrozumieniem o co tak właściwie im chodzi. Nie narzucają też czytelnikowi jakby własnej woli, swojego punktu widzenia, a raczej swoimi wypowiedziami i prywatnymi przemyśleniami zmuszają do refleksji, zastanowienia się, jak my właściwie podchodzimy do konkretnego tematu. To od nas zależy czy zgodzimy się z którymś z nich, czy wyrobimy sobie własne zdanie.
Żeby nie sprawiało to wszystko wrażenia nudnego wykładu, co jakiś czas obydwaj panowie dzielą się z nami anegdotkami z własnego życia, cytują ulubionych twórców, biorą się za słówka i dowcipkują. Od razu widać, że łączą ich przyjacielskie stosunki, ta sympatyczna atmosfera momentami aż wyziera spomiędzy kartek. Książka podzielona została też na kilka osobnych rozdziałów, które niejako porządkują przemyślenia obu autorów, w jednym zamykając dyskusję na temat modlitwy a w innym rozważania dotyczące znaczenia pieniądza w ówczesnych czasach. Te rozdziały to dobra rzecz też dlatego, że tę książkę chyba trudno byłoby przeczytać „na raz”. W każdym razie mnie się to nie udało, po dłuższym zagłębianiu się w dyskusję zaczynałam mylić fakty i pojęcia, a to nie było fajne uczucie. Dobrze by było zrobić sobie z niej coś w rodzaju „przerywnika”, po który sięga się w przerwie w czytaniu czegoś innego.
„Bóg, kasa i rock’n’roll” to może być książka dla każdego. I dla katolika, i dla niewierzącego. Całkiem przyjemnie było czytać o przemyśleniach ludzi, których zna się właściwie dość dobrze, choć tylko z telewizji. Jeśli ktoś nie ma oporów przed sięganiem po tego typu pozycje, powinien spróbować zapoznać się z książką Hołowni i Prokopa. Ja osobiście, po skonsumowaniu otrzymanej próbki twórczości pana Szymona, z pewnością będę starała się kiedyś zapoznać z innymi jego książkami, które też zresztą zbierają dużo pozytywnych opinii. Nieważne czy wierzysz w Boga, czy w Latającego Potwora Spaghetti, niezależnie od tego czy lubisz takie pozycje, czy nie, choć spróbuj po nią sięgnąć. Naprawdę warto.
[Znak 2011, 336 str.]
7 komentarze:
Jestem ciekawa rozmowy tych dwóch panów, pewnie jest ona intrygująca. Trzeba to sprawdzić :D
Uwielbiam tych gości,zwłaszcza kiedy są w jednym pomieszczeniu i sobie dogadują :D
Telewizji praktycznie nie oglądam, a tych panów tak czy siak kojarzę, nie sposób przed nimi uciec ;) Od wszelkich pozycji traktujących o religii, choćby tylko częściowo, trzymam się z daleka, to raz. Dwa, ani jeden, ani drugi autor nie są dla mnie szczególnie ciekawymi postaciami, także nie ciągnie mnie do poznania ich przemyśleń. Trzy, o ile po Hołowni spodziewałabym się jakichś merytorycznych treści, o tyle po Porkopie... no niespecjalnie ^^
Nie dziwię się, że książkę czyta się lekko, w końcu obaj panowie mają gadane ;) Ale czy kiedyś sięgnę... słyszałam wiele pochlebnych opinii, więc może. Ale szybko to raczej nie nastąpi.
Pozdrawiam :)
Faktycznie książka jest bardzo ciekawa, aczkolwiek momentami Panowie zabijali mnie swoją kwiecistą elokwencją :)
To nie do końca mój klimat, takie książki po prostu mnie nudzą. Jednak nie mówię nie ;)
Może kiedyś uda mi się ja przeczytać.
Pozdrawiam!
Książka jeszcze przede mną, ale mam wielką ochotę na jej przeczytanie ;)
Prześlij komentarz
Każdy kolejny komentarz sprawia mi masę radości, więc jeśli już tu jesteś, Czytelniku, zostaw po sobie choć mały ślad, bo to dla Ciebie piszę. :) Uważaj jednak na słowa - wypowiedzi zawierające nieuzasadnione wulgaryzmy czy obraźliwe treści będą od razu usuwane.
Osobników anonimowych proszę o podpisywanie się, niech wiem, do kogo w razie czego się zwracam.
Dziękuję! :]