Czekałam, czekałam i wreszcie się doczekałam! Kolejna część jednej z moich najulubieńszych serii nareszcie ukazała się na polskim rynku i mogłam zabrać się za czytanie. Poprzedni tom przeczytałam dobre pół roku temu i stąd przede wszystkim moja euforia. Po prostu lubię powracać w znane i przywołujące dobre wspomnienia miejsca. Od razu muszę też niestety Was przeprosić, ale tym razem nie będzie tu takiej typowej recenzji-recenzji, tylko coś w rodzaju hymnu chwaląco-wielbiącego. Ale cóż. Tak już mam, że na temat moich ulubionych książek nie potrafiłabym powiedzieć niczego złego, choćby nie wiadomo jak słaba w ogólnym rozrachunku byłaby ta powieść. A ta na szczęście zła nie jest. :)
Sopel znowu ma kłopoty. Garbatego dopiero grób wyprostuje.*
Sopel vel Śliski w końcu jest szczęśliwy. Tak mniej więcej, w każdym razie. Po kilku latach spędzonych gdzieś w białym piekle udało mu się wrócić do normalnego świata. Jego świata. Pracuje, chodzi na siłownię, na basen, spotyka się ze znajomymi i pije piwo. Choć nie jest to już Przygranicze, w czasie pobytu w tym niegościnnym zakątku, nasz bohater najprawdopodobniej w jakiś sposób „nasiąknął” towarzyszącym mu tam pechem i po raz kolejny pakuje się w niemałe tarapaty. Wydawałoby się, że to już koniec, ale nagle przypomina mu się szczegół, o którym chciał zapomnieć od pierwszego dnia pobytu w zwykłym świecie: numer telefonu zapisany wewnątrz pudełka na zapałki…
Jedyna droga ucieczki wiedzie tam, skąd wszyscy chcieliby uciec. Wprost w paszczę Przygranicza, gdzie miłosierdzie zdechło pod śniegiem, a przyjaźń mierzy się wielkością długu do spłacenia.*
Od czasu, kiedy Śliski był tu ostatni raz, niewiele się zmieniło. Przygranicze nadal jest zakątkiem niegościnnym, pokrytym grubymi warstwami śniegu, pod którymi kryć może się cokolwiek. Wciąż jest tu zimno i śmiertelnie niebezpiecznie. Mróz nie jest tu jedynym wrogiem. Na pewno nie dla Sopla. Nie wiem, dlaczego, ale mnie strasznie podoba się to miejsce. Nie, nie, nie w tym sensie, że strasznie chciałbym się tam udać i pozwiedzać, ale tak po prostu… Przygranicze to nic innego, jak piekło na Ziemi (chociaż i to jest pod dużym znakiem zapytania..). Tutaj nigdzie nie można czuć się bezpiecznie. Wielkie, puste przestrzenie pokryte śniegiem, w którym nierzadko mieszczą się kryjówki różnej maści potworów, nie tak duże i puste nieprzebyte lasy z roślinami potrafiącymi zabić, nawet w kałużach może czaić się niebezpieczeństwo. Nie wspominając już o głównych miastach Przygranicza, gdzie liczy się tylko własne dobro.
Sopla też lubię. Za wszystko i mimo wszystko. Za to, że ma honor i mimo to, że zabijanie z zimną krwią nie jest dla niego niczym nadzwyczajnym. Za jego odwagę i poświęcenie, chociaż nierzadko na pierwszym miejscu stawia właśnie swoje dobro. Za jego stosunek do najlepszych kumpli i pomimo tego, że do osiągnięcia własnego celu jest gotów posunąć się naprawdę daleko… Tak właściwie to równy z niego gość, nawet całkiem sympatyczny na swój własny sposób. Na szczęście na razie wystarcza mi czytanie o jego przygodach, w odwiedziny do Przygranicza się nie wybieram i niech tak zostanie. :)
Pierwsza część „Czarnych snów” naprawdę mi się podobała i nie mogę się do niczego przyczepić. Fabuła nadal jest ciekawa, pełna wartkiej akcji i zaskakujących wydarzeń, a choć niektóre fragmenty czyta się nieco mozolnie, podczas lektury raczej nie można się nudzić. Jedyną wadą tej książki jest to, że jest za krótka. Wydawnictwo nabrało jakiegoś takiego dziwnego przyzwyczajenia, żeby to, co w oryginalne jest w jednym tomie, u nas wydawać w dwóch, co byłoby zrozumiałe, gdyby były to nie wiadomo jakie „cegły”. I zamiast całą powieść przeczytać od razu, muszę czekać na drugą część… Ale wiem, że warto. Paweł Kornew bardzo pozytywnie zaskoczył mnie już na początku mojej przygody z „Przygraniczem” i nic nie zapowiada tego, że nagle miałoby zrobić się gorzej. A jak to się mówi, „jak kocha, to poczeka”. :)
Jeśli ktoś lubi, a przynajmniej nie stroni od tego typu powieści, gdzie przemoc wyziera z każdej strony, leje się krew i lecą głowy (i inne części ciała), powinien spróbować sięgnąć po tę serię. Zwłaszcza świat, w którym czarodzieje radzą sobie nie gorzej niż uzbrojeni w karabiny zabójcy, a sama magia ma duży wpływ na to, co w tym światku się dzieje, jest godny uwagi. Ale najpierw, wiadomo, trzeba sięgnąć po „Sopla”, czyli pierwszą część serii. Zobaczycie, będzie fajnie. :)
*cytaty pochodzą z IV strony okładki
[Fabryka Słów 2012, 342 str.]
2 komentarze:
A ja jeszcze nie czytałam tej serii. Dziwne, bo bardzo lubię Fabrykę Słów. Wydają bardzo dobrą literaturę :-) Pewnie niedługo sięgnę. Dzięki recenzji też - bardzo przyjemnie się mi ją czytało XD
Nie czytałam ani jednego tomu z tej serii, ale nie przepadam za nadmierną przemocą w książkach, więc zastanowię się nad sięgnięciem ;)
Prześlij komentarz
Każdy kolejny komentarz sprawia mi masę radości, więc jeśli już tu jesteś, Czytelniku, zostaw po sobie choć mały ślad, bo to dla Ciebie piszę. :) Uważaj jednak na słowa - wypowiedzi zawierające nieuzasadnione wulgaryzmy czy obraźliwe treści będą od razu usuwane.
Osobników anonimowych proszę o podpisywanie się, niech wiem, do kogo w razie czego się zwracam.
Dziękuję! :]